Sport
Sport
Finał Pucharu „KnC” jak finał igrzysk
Autor: Michał Bondyra
NORBERT HUBER to gwiazda polskiej reprezentacji siatkarskiej. Wraz z biało-czerwonymi zdobywał srebro olimpijskie w Paryżu. Wygrywał też mistrzostwo Europy i Ligę Narodów. Do niedawna środkowy Jastrzębskiego Węgla to dwukrotny zdobywca Ligi Mistrzów, finalista tych rozgrywek. Dwukrotny mistrz Polski, 3-krotny zdobywca Pucharu Polski. W sumie w seniorach z kadrą zdobył 9 medali największych zawodów, a z klubami 10. Norbert był przez 7 lat ministrantem, a trzykrotnie brał udział w finałach Pucharu KnC. W 2010 roku w Elblągu, wraz z kolegami z Brzozowa był 7, rok później z ministrantami z Izdebek był 5, by wreszcie w 2013 roku zdobyć wicemistrzostwo Polski w Radomiu! Dziś wspomina, że to był pierwszy medal w zawodach ogólnopolskich w jego karierze.
Rozmawia Michał Bondyra
W finałach Mistrzostw Polski LSO o Puchar „KnC” uczestniczyłeś trzykrotnie! W Elblągu w 2010, w Gdańsku w 2011 i w Radomiu w 2013…
– Najbardziej zapamiętałem Elbląg, pewnie dlatego, że to były nasze pierwsze finały. Pamiętam, że otoczka tych mistrzostw i ich rozmach zrobiły na mnie ogromne wrażenie mimo że nie graliśmy wtedy o medale, bo skończyliśmy na 7 miejscu. Ale ten finał rozbudził nasze apetyty. Każdy, od księdza, który nas prowadził zaczynając, po nas grających mieliśmy chęć wyjścia poza schemat, chcieliśmy zrobić wszystko, by było o nas głośno. A grania było sporo, bo najpierw trzeba było przejść rozgrywki dekanalne, potem diecezjalne, by jako mistrzowie diecezji wziąć udział w finałach Pucharu „KnC”.
Pamiętam, jak wielkim przeżyciem był turniej w Radomiu. Mieliśmy tam fajnie grających chłopaków, ale też trochę szczęścia. Doszliśmy wtedy do samego finału. Tam przegraliśmy minimalnie z Opatowem. Ale wicemistrzostwo to był sukces!
To był Twój pierwszy medal?
– W latach 2008–10 zdobywałem wiele medali w szachach, ale były to turnieje lokalne. Wicemistrzostwo Polski z ministrantami to był mój pierwszy medal w życiu w rozgrywkach ogólnopolskich! Zresztą pewnie jeszcze gdzieś jest w domu. Muszę poprosić mamę, by go odszukała, bo ostatnio dużo w wywiadach o tym okresie ministranckim mówiłem.
W drużynie stałeś na bramce.
– Byłem już wtedy bardzo wysoki, wyróżniałem się na tle innych chłopaków zasięgiem ramion. Ale powiem ci, że nie czułem się w bramce komfortowo, bo ja lubię mieć dużo przestrzeni.
Ale jeszcze chcę by to wybrzmiało: to, że osiągnęliśmy wtedy ten sukces było zasługą ks. Krystiana Kosia, on zobaczył w nas potencjał, uwolnił go i bardzo wspierał. Był jednym z tych, którzy dali szansę chłopakom z małej miejscowości. A to, jak widzisz na moim przykładzie, może być tylko początek drogi do czegoś większego.
Więcej w wakacyjnym numerze „KnC – Króluj nam Chryste” w rozmowie Michała Bondyry
fot. arch. prywatne N. Hubera