Nasza rozmowa
Nasza rozmowa
Daję diabłu z bańki
Autor: Michał Bondyra
Cuda z mydlanych baniek, które potrafi robić, przyciągają wielu ludzi na rekolekcje i akcje ewangelizacyjne. Świetnie odnajduje się też w internecie. Teobańkologia ma rzesze młodych folowersów. Folowersów, którzy mimochodem czerpią garściami ewangeliczne treści. Ks. Teodor Sawielewicz znalazł klucz, jak mówić o Bogu w sposób prosty, trafiający do serca także tych, którzy do kościoła chodzą tylko wtedy, gdy są w nim choinki. Nam opowie nie tylko o tym, jak dawać diabłu z bańki, ale i o niedoszłym medalu na mistrzostwach Polski w biegach, o zajadaniu stresów, no i o Panu Bogu spotkanym w PKS-sie.
Rozmawia: Michał Bondyra
...skąd ten pomysł na kapłaństwo?
– Z GPS-a. Instaluje się go w duszy i tak później się kończy (śmiech). Ktoś za mnie ustawił punkt docelowy w tej nawigacji. Zrobił to Jezus, który widzi i wie więcej o mnie, o mojej przyszłości niż ja sam. Poza tym, jest tak wspaniałomyślny, że nie dość, że ustawił punkt docelowy, to wszczepił we mnie pragnienie dotarcia do niego. Bardzo się cieszę z tego „pakietu”, który prócz Bożego planu, ma jeszcze wbudowane pragnienie osiągnięcia go przez posługę kapłańską.
A skąd te bańki mydlane?
– Z tymi bańkami było jak z artefaktem w grze komputerowej. Są gry, w których cenne artefakty bardzo ułatwiają dojście do celu. Z bańkami jest podobnie, one są po to, by przekonać ludzi do Ewangelii. To nie był mój pomysł. Dostałem go z góry. A skoro dostałem, to trzeba z niego korzystać.
Czego potrzeba, by robić mydlane cuda?
– Płynu do mycia naczyń i wody w proporcjach 1 do 5. Ale gdy chcemy czegoś więcej, trzeba trochę poczytać, trochę się pouczyć, no i bardzo dużo próbować. Efekty rodzą się po kolejnych błędach, czasem przez przypadek.
?
– Raz kupiłem płyn, co do którego miałem duże nadzieje, że będzie świetny do realizacji moich zamierzeń. Okazał się beznadziejny... Żeby go nie wylać, zmieszałem z wodą i płynem do mycia naczyń. Okazało się, że ta mieszanina dała piorunujący efekt. Trzy miesiące zajęło mi dojście do tego, co to były za proporcje.
Wspomniał Ksiądz, że bańki są jak artefakt.
– Znowu dam porównanie. Ktoś chce być youtuberem i zrobił fajny film, ale zamiast setek, tysięcy wyświetleń, polubili go tylko znajomi i to też tylko dla żartów. Żeby miał większą oglądalność, musi znaleźć coś oryginalnego, coś, co przyciągnie uwagę innych. Ze mną i bańkami jest podobnie. Ktoś wchodzi na YouTube albo na mój pokaz z ciekawości: o fajnie, jakiś ksiądz, który puszcza bańki. Przychodzi, a ja te bańki wykorzystuję jako obraz pewnych prawd, by pokazać kruchość życia. Często na przykład obiecuję, że zrobię kwadratową bańkę. I chociaż nie mówię, jak to zrobię, obserwujący mi wierzą. Potem używam analogii do Boga. On też nam pewne rzeczy obiecuje i choć nie wiemy, jak to zrobi, powinniśmy wierzyć, że tak się stanie. To pokazuje, że za pomocą baniek mogę w prosty sposób wyjaśnić zawiłe teologiczne prawdy. Zrobić tym samym wstęp do tego, żeby uczestnik przedstawienia przyjął Ewangelię swoim sercem.
A ja tak sobie myślę, że ewangelizacja, którą m.in. Ksiądz robi, to wyjście poza bańkę, klosz bycia wśród tych, którzy wierzą, są przychylni…
– Skojarzeń jest wiele. A ja z kolei myślę, że ewangelizacja z bańkami, to takie danie z bańki diabłu. Żyjemy w świecie, który jest takim matriksem, w którym wszystko jest powykrzywiane, w bańce, która jest iluzją. Potrzeba Jezusa, żeby rozbił tę bańkę, żebyśmy prawdziwie, bez zniekształceń spojrzeli na nasze życie. Na sens cierpienia, nauki, modlitwy. Na prawdziwy obraz Boga.
więcej w wakacyjnym numerze "KnC - Króluj nam Chryste"
ksiądz Teodor Sawielewicz w rozmowie z Michałem Bondyrą
fot. arch. ks. T. Sawielewicza