Nasza rozmowa
Nasza rozmowa
Przyjęcie Jezusa jako króla odbiera nam lęk
Autor: Michał Bondyra
Adrian Pakuła angażuje się w fundacji Tota Tua i rozkręca internetowe rekolekcje oddani33.pl, Mariusz Starosta to z kolei szef poznańskiego oddziału Wojowników Maryi. Obaj przez lata służyli przy ołtarzu, Mariusz zresztą służy do dziś. Obu łączy ogromne zawierzenie się Maryi. Dziś opowiadają o tym, jakim królem jest dla nich Jezus, jakim strażnikiem tego Króla powinien być ministrant i jaka jest w tym wszystkim rola Maryi.
Rozmawia Michał Bondyra
Rycerz jest oddany swojemu królowi. W listopadzie obchodzimy uroczystość króla największego – Chrystusa. Jakim królem dla Was jest Chrystus?
Adrian: Król kojarzy mi się z kimś, kto ma władzę. W przypadku Pana Jezusa do rzeczownika „władza” od razu dopisuję inny: „przyjaciel”. Ale nie tylko Chrystus Król jest przyjacielem, jest dla nas nim też Jego mama – Maryja. To jest niesamowite, że mogę służyć Królowi-Bratu, Królowi-Przyjacielowi i Królowej-Mamie. Jak masz taką królewską rodzinę, to służba jest radością, zaszczytem. Wtedy nie służysz ze strachu, a z pasji, z miłości.
Mariusz: Ważne jest, byśmy uświadomili sobie, że jesteśmy synami Króla i Królowej. To jest wielka wartość. Taka świadomość od razu nas dowartościowuje. Powinna sprawić, że nieistotne jest to, jak wyglądamy, jakie ciuchy mamy, co umiemy, co sądzą o nas koledzy. Jeśli Jezus jest ojcem, Maryja – mamą, to służę im z miłością. Jak kocham, to ta służba jest prostsza.
Dlaczego w czasach demokracji, zacierania się granic między dobrem a złem mimo wszystko mamy stawiać na króla, do tego takiego, którego inni wyszydzili, zbili, w końcu powiesili na krzyżu?
Adrian: Na to pytanie odpowiedź zna każdy, kto dowodził kiedyś jakąś grupą. Czy to dowódca w wojsku, czy kapitan drużyny piłkarskiej, doskonale wiedzą, że jeśli nie będzie generała, trenera, to ta grupa, zespół nic nie osiągnie. Ten generał, trener staje się mentorem. Wyznacza kierunek działania oraz cel, jaki grupa ma osiągnąć. A Jezus? To mentor niezwykły. Bo swojej władzy nie używa, żeby realizować własne cele, by załatwiać swoje interesy, ale po to, byśmy my, jego rycerze, byli szczęśliwi. Nie krzywdzi swoją władzą, a sprawuje ją z czystej dobroci, bo nas kocha. Do tego jest niesamowicie mądry, dobry i wszechwiedzący. To jest król, którego potrzebujemy!
Mariusz: Jako chrześcijanie doskonale wiemy, że toczy się walka o naszą duszę, o nasze zbawienie. A mimo to trzy czwarte społeczeństwa najbardziej troszczy się o swoje ciało. Było to doskonale widać na początku pandemii: kiedy zamknięto nas w domach. W ludziach dominował wtedy strach. Rozmawiałem z osobami zaangażowanymi w różne wspólnoty i widziałem, jak ten okres izolacji sprawił, że dziś nie czują potrzeby, żeby działać. Patrzą na zdrowie – a to oczywiście bardzo ważne – ale zapominają o duszy. Przecież, gdy były drastyczne ograniczenia w uczestnictwie we Mszach, w kościele domowym można było online brać udział we wspólnym Różańcu, Koronce do Miłosierdzia Bożego, przyjmować Komunię św. poza Eucharystią. Ten czas wymagał od nas, wciąż wymaga, więcej pracy, zadania sobie trudu, by być w łączności z naszym Królem. Mnie ten czas duchowo bardzo wzmocnił. Pracując na co dzień w gastronomii, przez cztery miesiące byłem w domu. Skorzystałem na tym i ja, i moja rodzina. Nigdzie się nie spieszyłem, no i codziennie rano mogłem brać udział w Eucharystii.
Adrian: Mariusz poruszył sprawę pandemii. Myślę, że większą krzywdę niż wirus, który jest, robi strach. A przyjęcie Jezusa jako króla ten lęk nam odbiera. Przecież Chrystus jako wszechmogący ma nad tym, co się dzieje, kontrolę, ogarnia tę sytuację. On jest jak rodzice, przy których dziecko czuje się bezpiecznie nawet wtedy, gdy przychodzi na nie choroba.
Mariusz: Bo Jezus jest Wszechmogący, a nie trochę mogący.
dużo więcej w listopadowym numerze "KnC - Króluj nam Chryste"
w rozmowie z Michałem Bondyrą
fot. M. Bondyra/KnC