Nasza rozmowa
Nasza rozmowa
Zmartwychwstanie czyli odkładanie efektów w czasie
Autor: Michał Bondyra
Jest znanym i cenionym dziennikarzem sportowym komentującym w TVP głównie lekką atletykę i pływanie, ostatnio także skoki narciarskie. Przemysław Babiarz jednak nie tylko barwnie opowiada o wyczynach sportowców, ale pięknie też potrafi mówić o życiu, co ważne z pozycji osoby, dla której celem jest zmartwychwstanie.
Rozmawia Michał Bondyra
Oglądając sukcesy polskich lekkoatletów na Halowych Mistrzostwach Europy w Glasgow (siedem medali, w tym pięć złotych) z Pańskim komentarzem w tle, pomyślałem, że z tym decydującym biegiem, skokiem jest jak z finałem naszego życia tu, na ziemi…
– U sportowca jak w pigułce widzimy ludzką egzystencję. To, czego my doznajemy etapami w ciągu całego życia, on, kiedy jest jeszcze silny i młody, doświadcza w dużym stężeniu na stosunkowo krótkim dystansie. Dociera wtedy do granic, często je przekraczając. Dochodzi więc do czegoś, czego my doświadczamy w sytuacjach skrajnych. To dlatego sportu używamy do objaśnienia tego, z czym zmagamy się w naszym życiu. Mówimy przecież, że życie jest jak maraton, w którym trzeba umiejętnie rozłożyć siły. Podczas jego trwania tak naprawdę poznajemy siebie, bo biegniemy w nim nie tylko z górki, ale i pod górkę.
Z jednej strony mamy dojście do granicy, z drugiej tytaniczną pracę, którą trzeba wykonać, by w finałowym biegu w ogóle się znaleźć.
– Zdecydowanie tak. Sportowiec bardzo szybko musi dostrzec to, co sprzyja, ale i to, co przeszkadza jego rozwojowi w dyscyplinie, którą uprawia. Rozwój sportu idzie w stronę profesjonalizacji i nie mam tu wcale na myśli pieniędzy, a świadomość zawodników…
…dotyczącą wypoczynku, odpowiedniej diety…
– Właśnie. W uświadomieniu mu tego wszystkiego pomagają psychologowie, którzy wyznaczają cel i drogę pozwalającą go osiągnąć. Ale to od sportowca zależy, czy podąży tą drogą, czy wybierze na przykład imprezy z kolegami. Przekładając sport na życie, uświadomienie sobie tego, co jest dla mnie najważniejsze, zabiera wiele lat i jest dowodem dojrzałości. Po jej osiągnięciu nie możemy osiąść na laurach, musimy wciąż nad sobą pracować. Bo bez pracy i co ważne współpracy z Łaską to, co najważniejsze, wciąż nam się wymyka. Dlatego mamy kolejne części roku liturgicznego, kolejne wielkie posty, rachunki sumienia, spowiedzi.
Jak w sporcie: to, że jestem mistrzem dziś, nie znaczy, że będę na szczycie stale.
– Są tacy, jak choćby znakomity pływak Michael Phelps, który mając zaledwie 15 lat, był piąty na igrzyskach olimpijskich. Nie zachłysnął się tym wynikiem i na kolejnych igrzyskach zdobył już sześć złotych medali, a na następnych osiem. Wielu sportowców, którzy zdobędą w debiucie szczyt, nie potrafi już więcej na niego wrócić.
więcej w kwietniowym numerze "KnC - Króluj nam Chryste'"
Michał Bondyra
fot. Natasza Mludzik/TVP