Reportaż LSO
Reportaż LSO
Spłacić dług
Autor: Michał Bondyra
Marek i Sylwester w więzieniu wrócili do Boga. Mówią, że przez służbę przy ołtarzu, tu za kratami chcą spłacić dług nie tylko wobec Niego, ale i ludzi, których skrzywdzili.
W sobotę rano zjawiają się kwadrans przed ks. Jarkiem. Muszą rozstawić krzesła, przygotować kielich, ampułki. Zwykle na porannych Mszach zjawia się kilku współwięźniów. – Jak ktoś pracuje do późnego wieczora w betoniarni, to ciężko mu w sobotę rano wstać – usprawiedliwia kolegę z celi Sylwester. On wraz z Markiem są zbyt krótko, by już pracować poza więzieniem. Są jednak na tyle długo, by świadomie służyć przy ołtarzu. – Służba uspokaja – mówi Sylwek*. – A mnie oczyszcza – dodaje Marek*.
Amfetamina i hazard
Kiedy pytam, dlaczego tu są, odpowiadają: przez głupotę. Tą głupotą w obu przypadkach były kradzieże. Pani kapitan Milena Garcarek, starszy wychowawca Oddziału Zewnętrznego w Kaliszu Aresztu Śledczego w Ostrowie Wielkopolskim, przyznaje, że to właśnie za kradzieże osadzonych jest tu większość z 80 więźniów. – Poza tym znaleźli się tu za niepłacenie alimentów, jazdę pod wpływem alkoholu, ale i włamania. Są i tacy, którzy dopuścili się rozbojów, a nawet zabójstw. Wtedy trafiają tu na końcówki, czyli 3–4 ostatnie lata z 25-letnich wyroków – tłumaczy. Oddział półotwarty jest dla nich szansą, by po latach w odosobnieniu mogli dostosować się do życia. – By nie byli jak małpa w zoo, która po wyjściu na wolność nie wie, jak się zachować – mówi dosadnie. Stąd większość z nich pracuje poza murami OZ-etu. Marek podobnie jak 44 innych osadzonych wykonuje prace dla Centralnego Ośrodka Szkolenia Służby Więziennej, która mieści się zaraz za… odrutowanym murem. Po innych z Ostrowa Wielkopolskiego przyjeżdżają autobusy dwóch firm: betoniarni i producenta klimatyzacji. – We wszystkich przypadkach to jest praca bez konwojenta, czyli bez osoby, która ich kontroluje – wyjaśnia pani kapitan. Przez 10 lat istnienia oddziału tylko dwaj więźniowie nadużyli tego zaufania. Wróćmy jednak do Marka i Sylwestra. Ten pierwszy za kradzieże z włamaniem i pobiciem siedzi już dwa lata. – W sklepach kradłem ubrania, whisky i słodycze – wylicza. Po co? – By mieć na narkotyki – odpowiada. – Ja nocami kradłem sprzęt elektroniczny i pieniądze, bo mimo że pracowałem, komornik zabierał mi prawie całą pensję i nie miałem za co spłacić długu. Długu, w który wplątałem się przez hazard – tłumaczy z kolei Sylwester.
więcej w marcowym numerze "KnC - Króluj nam Chryste"
Michał Bondyra
fot. M. Bondyra
*imiona zostały zmienione