Nasza rozmowa
Nasza rozmowa
Święty z krwi i kości
Autor: Michał Bondyra
Z bp. Piotrem Liberą, ordynariuszem diecezji płockiej, w której odbywają się główne obchody Roku św. Stanisława Kostki rozmawia Michał Bondyra
Św. Stanisław Kostka, którego 450-lecie śmierci obchodzimy w tym roku, to wzór dla nastolatków.
– Tak, bo był młody, dynamiczny. Dbał także o kondycję zarówno tę duchową, jak i fizyczną. Trzeba było być odpowiednio zmotywowanym, by podjąć się pieszej wyprawy przez góry, bezdroża z Wiednia do Rzymu. Dziś nocowanie w lesie staje się dla młodych survivalem, a w tamtych czasach wyczyn Staszka to była prawdziwa szkoła przetrwania. W żebraczym stroju, bez zapewnionego noclegu, wśród dzikich zwierząt odważnie parł do przodu. Zaryzykował dla Boga, by móc zrealizować swoje powołanie.
Mamy wrzesień więc nie sposób nie zapytać o… szkołę. Staszek na początku wcale nie był dobrym uczniem. Stał się nim poprzez swoją determinację.
– Ta jego postawa powinna dziś dawać do myślenia tym młodym, którzy przeżywają swój etap szkolny. Stanisław uczył się najpierw w domu rodzinnym w Rostkowie. Prywatny nauczyciel nie był go jednak w stanie wszystkiego nauczyć i potem w elitarnym Kolegium Jezuickim w Wiedniu musiał nadrabiać zaległości. Wiem, co musiał przeżywać, bo podobną sytuację miałem, gdy po ukończeniu seminarium i zdaniu egzaminów wyjeżdżałem z Polski, by studiować filologię klasyczną w Rzymie. Śmialiśmy się, że „łacina i greka zabija człowieka”. Staś też musiał nadrobić zapewne braki w językach. A że nie dysponował wyjątkowym intelektem, nadrobił różnice swoją pracowitością i zawziętością. Mało tego, stał się jednym z najlepszych uczniów Kolegium!
Stał się też lingwistą. Podobno świetnie posługiwał się dwoma językami, a trzecim komunikatywnie.
– To prawda, płynnie mówił po niemiecku i łacinie, komunikował się też po grecku. Zresztą Staszek to przykład Europejczyka, który przyjechał bez kompleksów z małej wioski Rostkowo na północnym Mazowszu do Wiednia, a potem do Rzymu. Pokazał, że chcieć znaczy móc.
więcej we wrześniowym numerze "KnC - Króluj nam Chryste"
Michał Bondyra
fot. R. Woźniak/KnC