Nasza rozmowa
Nasza rozmowa
By być miłosiernym, trzeba być sprawiedliwym
Autor: Michał Bondyra
Bezpośredni, otwarty na drugiego, zawsze chętny do dialogu także z tymi, którzy nie wierzą. Z pasją oddaje się nowej ewangelizacji w duchu papieża Franciszka. Dla nas ordynariusz toruński bp Wiesław Śmigiel wspomina czasy, gdy sam był ministrantem, mówi też o tym, kto może według niego nim zostać i w jaki sposób służący przy ołtarzu mogą włączyć się w nową ewangelizację. Z biskupem porozmawialiśmy również o ciągłej potrzebie nawracania się, a także o tym, że nie ma miłosierdzia bez sprawiedliwości.
Rozmawia: Michał Bondyra
Księża i biskupi też muszą się nawracać?
– Ludzie wierzący nieustannie są wezwani do nawrócenia, które jest ciągłą zmianą na lepsze, odrywaniem się od zła i zwracaniem ku Bogu. Ten proces dotyczy wszystkich – papieża, biskupów, prezbiterów, diakonów, zakonników i świeckich. Od Soboru Watykańskiego II jesteśmy bardziej świadomi, że Kościół, pojęty jako wspólnota wspólnot, głosi nawrócenie oraz jest nawracany. Dotyczy to wspólnot oraz poszczególnych chrześcijan. Dlatego jeśli mowa o nawróceniu, to najlepiej własnym. Najłatwiej i najbezpieczniej układać plan naprawy dla ludzi obcych, nieco trudniej dla własnego środowiska, a najtrudniej dla siebie. Chrześcijaństwo ma to do siebie, że kres rozwoju wyznacza w zjednoczeniu z Bogiem, czyli na ziemi zawsze trzeba się zmieniać na lepsze.
A ministranci?
– Skoro biskupi, prezbiterzy, diakoni i osoby konsekrowane są wezwani do nawrócenia, to ministranci też. Przecież jesteście naszymi współpracownikami, pomagacie w służbie ołtarza. Nawrócenie dla ministranta, to otwarcie na łaskę Boga oraz jeszcze gorliwsza służba Bogu przy ołtarzu oraz świadectwo wiary w szkole, domu, na uczelni lub w pracy.
Ksiądz Biskup był ministrantem. Jak Ksiądz Biskup wspomina ten okres?
– Byłem ministrantem i lektorem w mojej rodzinnej parafii w Grucznie. To był bardzo dla mnie bardzo szczęśliwy i radosny czas. Wśród ministrantów miałem sporo kolegów i przyjaciół. Myślę, że dzięki formacji ministranckiej, oazowej odczytałem swoje powołanie do kapłaństwa. Poznałem wspaniałych duszpasterzy i kolegów. Wspólnie jeździliśmy w Bory Tucholskie na obozy ministranckie – to była wielka przygoda, kuźnia charakteru i czas modlitwy. Jestem wdzięczny Bogu i moim rodzicom, że mogłem być ministrantem.
Ministranci bardzo często zostają księżmi, misjonarzami i zakonnikami. Jednak większość z nich zakłada rodziny i nadal wykonuje swoją posługę ministrancką, a jeśli z różnych względów nie jest to możliwe, to z pewnością odznaczają się oni w swoim środowisku pobożnością i przywiązaniem do Kościoła...
więcej w kwietniowym numerze "KnC - Króluj nam Chryste"
Michał Bondyra
fot.episkopatnews