Autor: Michał Bondyra
Na ministrancki mundial czeka się cały rok, a potem znów wygrywają mistrzowie – można by sparafrazować XI. Mistrzostwa Polski LSO w Rzeszowie. Wygrali nie tylko oni, ale każdy z 1200 chłopaków, który grał na jednej z 15 hal stolicy Podkarpacia.
Ks. Tomasz Blicharz, główny organizator XI. Mistrzostw Polski LSO o Puchar „KnC” w Rzeszowie, wyznaje zasadę: lepiej wychowywać mistrzów, którzy kierują się zasadami i radzą sobie w życiu, niż mistrzowskie zespoły. Idealnie wpisuje się to w ducha czystej gry, którą od samego początku propaguje ks. Paweł Guminiak – pomysłodawca mistrzostw i nasza redakcja, która jest z turniejem związana od samego początku. Od trzech lat na mistrzostwach można zauważyć też jegomościa z tenisową piłką. To ks. Paweł Twardowski z parafii Ducha Świętego z Radomia. Piłkę traktuje jako maskotkę. Ministrantów – jako dobrą drużynę. – I to zarówno na boisku, jak i przy ołtarzu. Są godni zaufania, bo każdy z nich służy już od wielu lat. Choć idealni nie są, dążą do tego, by tacy być – tłumaczy. Do Rzeszowa przyjechali z apetytami na medal. Szli jak burza, do ćwierćfinału, gdzie stracili jedynego gola. – Ten mecz nauczył ich pokory, by nie wybiegać w przyszłość, a robić małe kroki – mówi ks. Paweł. – Ale i tak nie mam do nich pretensji, bo dali z siebie wszystko. Wszystko dali też z siebie ministranci z maleńkiej parafii pw. św. Katarzyny w Witoni. Ich opiekun ks. Sebastian Antosik, diecezjalny duszpasterz sportowców diecezji łowickiej trochę żałuje, że trafili na późniejszych mistrzów z parafii Matki Bożej Fatimskiej w Chojnicach. – Przed rokiem w Elblągu byliśmy na 33. miejscu, teraz na szóstym, więc i tak jest dobrze – szuka pozytywów jeden z jego ministrantów – Dawid Przybysz. Ks. Sebastian żałuje, że przez niedostateczne finanse nie pojechało więcej chłopaków. – Swoją gorliwą postawą przy ołtarzu i dobrą grą wielu zasłużyło, by tu być – przyznaje szczerze.
Jedność i trampolina
Z Krzysztofem Brodowskim, dziś managerem najmłodszego zespołu PKS Jadwiga z Janowa Lubelskiego, spotykam się na mistrzostwach Polski po raz szósty. Podobnie jak trener ministrantów – Mateusz Chmiel, też grał w przeszłości na ministranckim mundialu. – Dla mnie Puchar „KnC” był trampoliną do kariery – mówi. Kariery nietypowej, bo związanej ze szkoleniem dzieciaków. – Tu tylko pomagam, na co dzień w Gdyni trenuję 40 chłopaków w dwóch akademiach piłkarskich: Błękitni Wejherowo oraz UKS 1 Reda – tłumaczy. Też ministrantów? – Przy ołtarzu służy tylko dwóch z nich, ale pozostałych zachęcam. A że są religijni, to pewnie będzie ich więcej – przyznaje. Obaj z Mateuszem po zaciętym finale doprowadzili swoich podopiecznych do drugiego z rzędu złota. Finał z chłopcami z parafii brata Alberta w Makowie Mazowieckim był szalenie zacięty. – W tych młodszych rocznikach są wspaniałe emocje. Serce rośnie, jak się patrzy na ich grę. Kilku z nich może zrobić piłkarskie kariery – oceniał na gorąco po finale Krzysztof, który miał udział przy piątym już dla Janowa medalu. – Trzy złota zdobyliśmy w najstarszej kategorii, dziś ci chłopacy przyjechali, by dopingować naszych młodszych kolegów – mówi, pokazując na sporą, kilkunastoosobową grupę z wielkim zielonym transparentem „PKS Jadwiga” – znakiem firmowym LSO z Janowa.
Pierwszy sezon samotności
Ojciec Ezechiel na wieczorną galę w hali Podpromie, gdzie jeszcze kilka dni wcześniej rzeszowscy siatkarze Asseco odbierali srebrne medale mistrzostw Polski, przybył w ostatniej chwili. Zdążył. Zagrał w drużynie największej gwiazdy ministranckiego mundialu – Mateusza Cetnarskiego, piłkarza Cracovii, który swoją ministrancką karierę rozpoczynał na podkarpackiej wsi Kolbuszowa. Trybuny tym razem nie kibicowały ani ojcu Ezechielowi, ani Mateuszowi. Z prostej przyczyny: w zespole przeciwnym grali najlepsi ministranci i lektorzy pierwszego dnia mistrzostw. Są jednak tacy, którzy ojcu Lasocie kibicują zawsze. Mowa o lektorach starszych z parafii Wniebowzięcia NMP w Opatowie. To tam bernardyn siedem długich lat opiekował się ministrantami. – Gdziekolwiek będę, oni zawsze pozostaną w moim sercu – mówił wzruszony kilkanaście godzin później, oglądając, jak „jego” chłopacy drugi raz z rzędu zdobywają złoto mistrzostw Polski w najstarszej kategorii. – Trzeba było ich ułożyć; najpierw był Bóg i Kościół, a potem gra w piłkę – wspomina podpora futsalowej reprezentacji Polski księży. Pan Rafał Sapała, który od początku mu pomagał, a dziś przejął po nim schedę, mówi, że „bez ojca Ezechiela to jest sezon samotności”. Przyznaje też, że ich przyjazd do Rzeszowa do ostatniej chwili wisiał na włosku. – Nie mogliśmy grać w rozgrywkach diecezjalnych, więc skrzyknąłem chłopców i zagraliśmy ligę futsalu z seniorami. Wielu chłopaków rozjechało się na studia, mieliśmy też inne problemy – wylicza pan Rafał. Jego syn Karol w Rzeszowie zdobył trzecie złoto. Ma też w dorobku srebro. – Nasz siła tkwi w jedności, zarówno na boisku, jak i przy ołtarzu. I choć presja jest coraz większa, nigdy się nie poddajemy – przyznaje zdecydowanie. Kuba Kapsa, który dokooptował do starszych kolegów z niższej kategorii mówi, że na ministrancki mundial czekali cały rok. – W dwa dni chce się pokazać wszystko co się potrafi – rzuca.
Mamusiu pomóż
Mierzyce to trzytysięczna wieś koło Wielunia. W archidiecezji częstochowskiej w kategorii lektorów starszych od dwóch lat nie mają sobie równych. Mateusz Grajosz z tamtejszej parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej przyznaje, że trenują regularnie co wtorek, na tartanowym boisku przy szkole. – Ćwiczymy tam różne schematy, rzuty z autu, rozegrania piłki od bramki – wylicza. Jego kolega – Maciej Krysiak przyznaje, że tak, jak na boisku, tak i w życiu zawsze walczą do końca. – Nie można dawać się ponieść emocjom, a jak się to zdarzy, to umieć przeprosić, przyznać się do błędu – mówi ministrant z 10-letnim stażem. Chłopaków bardzo chwali ks. Sebastian Ciastek – diecezjalny duszpasterz LSO z Częstochowy. – Jestem z nich dumny, choć jak w Elblągu, tak i tu po karnych odpadli w 1/8 finału. Może u siebie ugrają więcej? – zastanawia się. U siebie, po następne XII Mistrzostwa Polski LSO o Puchar „KnC” po raz trzeci zagoszczą na Jasnej Górze. – Jutro po powrocie z Rzeszowa idę przed cudowny obraz i jak zwykle powiem: „Mamusiu pomóż”, a Matka Boża zapewne odpowie: „znowu Ty?” – śmieje się. Ksiądz Sebastian przyznaje, że dla wielu ministrantów wizyta u Maryi na wieczornym Apelu na Jasnej Górze to ogromne przeżycie. – To też umocnienie w tym, co robią. U nas w archidiecezji bowiem, ambona i ołtarz to edukacja sumień. Każdy z ministrantów zakładając albę czy komżę wie, że dziesięć przykazań Bożych jest niezmienne i że to one zapewniają człowiekowi szczęście.
Michał Bondyra
fot. A.Grupa/KnC
Medaliści XI Mistrzostw Polski LSO o Puchar „KnC”
Kategoria: MINSTRANCI
- Św. Jadwigi Królowej w Janowie Lubelskim
- Św. Brata Alberta w Makowie Mazowieckim
- Św. Andrzeja Boboli w Babinie
Kategoria: LEKTOR MŁODSZY
- Matki Bożej Fatimskiej w Chojnicach
- NMP Królowej Polski w Bełżcu
- Przemienienia Pańskiego w Jastkowicach
Kategoria: LEKTOR STRASZY
- Wniebowzięcia NMP w Opatowie
- Św. Brata Alberta w Radomiu
- Św. Wojciecha w Mikołowie