Bez komży

KnC 6/2016

Reportaż LSO

Reportaż LSO

Bogu głupio odmówić

Autor: Michał Bondyra
Obstawiają niedziele, święta i duże uroczystości. Mimo często kilkudziesięciu lat na karku, odpowiedzialnych zawodów, rodzin, dzieci, wnuków, czytają Pismo Święte i śpiewają psalmy. Lektorzy seniorzy w Zaczerniu robią to, bo „Bogu głupio odmówić”.
Każdy z nich był kiedyś ministrantem. Pan Edward mówi, że służył jeszcze, gdy był brodaty. W pewnym momencie odeszli. – Było powołanie do wojska, zakładaliśmy rodziny – wymienia powody pan Marek, kantor senior, szef całej grupy. Ta powstała w 1999 r. z inicjatywy ks. Sławomira Ziobro. Od początku w jej składzie są ci, co kiedyś służyli, a chcieliby to robić ponownie. Dziś grupa liczy 14, a w porywach nawet 17 osób. Tworzą ją panowie zwykle po pięćdziesiątce, choć nie brakuje też dwudziesto- czy trzydziestolatków. Ich przewodnikiem duchowym jest ks. Piotr Szczupak, człowiek orkiestra, ale też z wizją kościoła, do której realizacji skutecznie dąży. To on panuje nad grupą mężczyzn w sile wieku, pochodzących z różnych środowisk, mających czasem skrajne charaktery. O tej różnorodności niech świadczy fakt, że ramię w ramię służą prokurator, dyrektor szkoły, dyrektor banku, handlowiec, kierowca w porcie lotniczym czy listonosz.
 
Paraliżujący stres
Stres. To on odmieniany jest przez wszystkie przypadki. Wydawałoby się, że dorośli, dojrzali mężczyźni nie powinni mieć z nim problemu. Nic bardziej mylnego. – Mieliśmy kolegę, który z nami zaczynał, ale tak się denerwował, że musiał zrezygnować – mówi pan Edward. Sam zresztą opowiada, jak się stresował, wychodząc do pierwszego po latach czytania. – Syn prosił mnie, bym przeczytał na jego Pierwszej Komunii Świętej. Nie ma problemu – pomyślałem – przecież czytałem przez wiele lat. Kiedy jednak wyszedłem i nie usłyszałem echa swojego głosu, myślałem, że zemdleję – wspomina. Podobne doświadczenie miał pan Staszek. – To był drugi dzień świąt, jedno czytanie, a ja myślałem, że nic z siebie nie wykrztuszę. Na szczęście po pierwszych dwóch linijkach jakoś już poszło – mówi. Przez ten stres ciężko namówić do powrotu byłych lektorów. – W naszym wieku czuje się większą odpowiedzialność, przed rówieśnikami, rodziną, sąsiadami. Człowiek chce dobrze wypaść, pięknie przeczytać czy zaśpiewać – dopowiada pan Marek. Drugi z kantorów – pan Roman, który jest też organistą, przyznaje, że opanować nerwy pomogła nowa godzina Mszy, na której śpiewa. – Kiedyś, gdy obsługiwaliśmy Mszę na godz. 11.00 czy 12.00, człowiek już w sobotę wyszukiwał psalmy w internecie, a potem żył tym, że ma zaśpiewać przez cała sobotę i pół niedzieli. Ostatnio służymy na godz. 7.00, więc ledwo co się wstanie i już jest się w kościele. Nie ma czasu na stres – opisuje obrazowo.
 
Zawsze pod ręką
Ks. Piotr Szczupak uważa, że problemem jest nie to, by zatrzymać lektorów, ale to, by po tym jak odejdą, umożliwić im dobre warunki do powrotu. – Są nauki stanowe, dla kobiet czy mężczyzn, rekolekcje dla dorosłych. Trudno, by wtedy Pismo Święte czytały im dzieci. Aż się prosi, by robili to seniorzy – tłumaczy. Proboszcz dodaje, że najtrudniej się przełamać. – Jak już raz przeczyta, to później jakoś pójdzie – mówi. W grupie jest raźniej. Łatwiej przełamuje się wstyd. – Ich obecność i zaangażowanie napędza do działania innych, także tych już zaangażowanych – dodaje ks. Piotr. W trzyipółtysięcznej parafii działają 24 grupy. – To jest kilkaset zaangażowanych osób – wylicza z dumą. Proboszcz przyznaje, że lektorzy seniorzy w życie Kościoła angażują się nie tylko czytając czy śpiewając na Mszach. – Są szafarzami, należą do rady parafialnej – wymienia. Pan Marek opowiada też o chórze męskim, który śpiewa po łacinie podczas Rezurekcji, a także o Męce Pańskiej. Ks. Piotr mówi, że do zadań grupy należy także prowadzenie adoracji ojców w Wielkim Tygodniu. – Gdy są jakieś zadania w parafii, oni zawsze są pod ręką – chwali seniorów.
 
Zbiórki bez punktów
Głośno zastanawiam się, czy tak doświadczeni w służbie panowie potrzebują jeszcze zbiórek? – Tak, by przećwiczyć czytania, rozwiązać jakieś wątpliwości, by lepiej zrozumieć, co się czyta – mówi pan Edward. Zbierają się więc regularnie raz w miesiącu. – Rotacyjnie, bo wykonywane przez nas zawody nie zawsze pozwalają na naszą obecność – zaznacza pan Marek. Karnych punktów za nieobecność jednak nie zbierają. – Zawsze wygląda to tak samo: krótka modlitwa, pierwsze i drugie czytanie oraz Ewangelia, potem czas na zadania dla każdego z nas – opisuje pan Edward. Nie brakuje też dyskusji, nie zawsze związanej ze służbą. – Ksiądz to wszystko temperuje – śmieje się mój rozmówca. Zbiórki to nie jedyny czas na integrację. – Raz w roku z naszymi rodzinami wybieramy się na kilka dni w jakieś miejsce. Ostatnio były Łagiewniki i Tyniec – przyznaje pan Marek. Nic dziwnego, że później, gdy ktoś zachoruje, czy musi zostać dłużej w pracy, wystarczy telefon, by kolega zastąpił go w służbie.
 
Wszyscy jemy rybę
Garnitur, wyprasowana koszula, krawat i komża – tak ubiera się każdy z nich. – Msza jest tak ważna, że trzeba elegancko wyglądać – mówią. – Zauważyłem, że młodsi ministranci nas podpatrują. Ostatnio też służą pod krawatem. Jestem pod wrażeniem – przyznaje drugi pan Stanisław, ciesząc się, że młodzież chłonie dobre wzorce. – Służąc razem z młodszymi, czasem dajemy im pewne wskazówki, ale subtelnie, bo nie chcemy ich zniechęcać, poza tym oni mają swoją grupę, którą zajmuje się ks. Tomek – tłumaczy pan Marek. Brzemię odpowiedzialności czują wciąż. – Kiedy dyrektor szkoły wyjdzie przeczytać lekcję, jego uczniowie patrzą na niego inaczej – mówi ks. Piotr. Z podziwem na lektorów seniorów patrzą nie tylko młodsi ministranci czy uczniowie, ale i ich rodziny i sąsiedzi. – Nie można pobożnie czytać, a potem w życiu przechodzić obok wartości, do których przyznaje się w kościele. Trzeba od siebie wymagać – pan Roman nie pozostawia złudzeń. Najtrudniej świadectwo daje się jednak w pracy. Pan Marek, kierowca w NFZ, o tym, co robi w parafii, opowiada koleżankom, kolegom, ale i dyrektorce czy pani doktor. – Jeżdżę 38 lat. Przejechałem już kilka milionów kilometrów, miałem różne zdarzenia drogowe, na szczęście nigdy nic nikomu się nie stało. Uważam, że to dzięki Bogu, o czym zresztą mówię – opowiada pan Marek. Na pana Edwarda w porcie lotniczym mówią czasem z przekąsem „wielebny”. – Przez wiele lat podczas piątkowych śniadań koledzy wyciągali golonki, kiełbasy i szynki, a ja rybę. „Ksiądz pozwolił jeść”, „post już nie obowiązuje” – mówili. Ojciec jadł rybę i ja ją jem – odpowiadałem. Minęły lata i… wszyscy jemy rybę – śmieje się.  
 
***
Łowienie kolejnych seniorów idzie bardzo opornie. Nawet ich synowie, którzy przez lata służyli przy ołtarzu, nie kwapią się do powrotu. Pan Marek i jego koledzy nie załamują jednak rąk. Służą dla Boga i starają się dawać dobry przykład. – Kiedyś ktoś przejmie po nas pałeczkę – mówią z nadzieją graniczącą z pewnością.

Michał Bondyra

fot. J.Tomaszewski/KnC

Komentarze

Zostaw wiadomość
Wpisz kod bezpieczeństwa
 Security code

Komentarze - facebook

Facebook - ministranci.pl

Inne bez komży

KnC 12/2024, Michał Bondyra
KnC 12/2024, ks. Patryk Nachaczewski
KnC 11/2024, Michał Bondyra

Z komżą

KnC 12/2024, Redakcja "KnC"
KnC 12/2024, ks. Dawid Wojdowski
KnC 12/2024, ks. Jakub Dębiec
KnC 12/2024, ks. Kamil Falkowski
Zajrzyj do księgarni
Motyle w brzuchu. Dlaczego wiara dodaje skrzydeł
Notker Wolf
KSIĄŻKA
29,90 zł 25,90 zł
Wierzę, bo chcę! Przygotowanie do bierzmowania Best
seller
KSIĄŻKA
15,00 zł 12,75 zł
Kiedy zacznie się niebo? Historia Bena Breedlove'a
Ally Breedlove
KSIĄŻKA
29,90 zł 5,00 zł

Ciekawe wydarzenia

 
Newsletter
Zapisz się i otrzymuj zawsze bieżące informacje.
Social media