Bez komży

KnC 5/2016

Nasza rozmowa

Nasza rozmowa

Ministrant musi być rycerzem

Autor: Michał Bondyra
Z bp. Janem Wątrobą, ordynariuszem rzeszowskim o Matce Bożej, ziemskiej mamie, świadectwie i rycerskości ministrantów przy ołtarzu i poza nim
Rozmawia Michał Bondyra
 
Niezwykłe jest to, że choć każdy z nas ma inną mamę, to ma też jedną i tę samą – Maryję. Kiedy zaczęła się ta głęboka relacja Księdza Biskupa z Maryją?
– Pierwszym środowiskiem, które decydowało o mojej maryjnej pobożności był dom rodzinny. To tam wszyscy, poczynając od dziadków, poprzez rodziców, na siostrach kończąc, oddychali maryjnym klimatem. Moja mama należała wtedy do Żywego Różańca. Z dzieciństwa pamiętam jej wyjazdy pociągiem z pielgrzymką na Jasną Górę. I te moje niecierpliwe oczekiwania na jej powrót, na to, jak wraz z koleżankami opowie, co przeżyła, co widziała. Rosła we mnie wtedy ciekawość tego miejsca, a resztę dopowiadała wyobraźnia. Wielu rzeczy wtedy nie rozumiałem. Dopiero później dowiedziałem się na przykład, co to są wały jasnogórskie, poznawałem tajemnice, które skrywa jasnogórski klasztor. Nigdy nie zapomnę też swojego pierwszego pobytu na Jasnej Górze. Tłum wiernych, a ja zgubiłem się rodzicom. Na szczęście szybko się odnalazłem. Tamten 15 sierpnia pamiętam w każdym detalu.
Moje świadome relacje z Matką Bożą wzmacniała też ministrantura. Nasza parafia w Białej koło Wielunia w archidiecezji częstochowskiej odznaczała się tradycyjną, maryjną pobożnością. Służbę w kościele pw. św. Piotra w Okowach zacząłem zaraz po Pierwszej Komunii Świętej. Do dziś pamiętam nabożeństwa majowe, październikowe, w których zawsze uczestniczyłem niezależnie od pogody, mimo że do kościoła miałem około 2,5 kilometra. Wtedy przez dobrą formację księży zacieśniała się moja relacja z Maryją.
 
Czy można porównać więź Księdza Biskupa z Matką Bożą do więzi z mamą?
Timor reverentialis [bojaźń z uszanowania – przyp. MB] do Matki Bożej z tym do mamy ziemskiej jest nieporównywalna. Inaczej traktuje się osobę bliską, kochaną, a inaczej świętą. Wobec Matki Najświętszej mam świadomość własnej kruchości, zawstydzenia, której aż w takim stopniu nie ma się wobec mamy rodzonej. Jest jednak analogia w tych więziach. W obecności obu mam nie wypada przecież zachowywać się czy mówić w sposób niestosowny. Obie mają mój ogromny szacunek. To przez niego do dziś mówię do mojej mamy w trzeciej osobie, a nie per „ty”.
 
A jak powinna wyglądać relacja na linii ministrant – Maryja?
– Nie podlega żadnej dyskusji, że ministrant powinien formować się przez pobożność maryjną. Wiemy też, że ten szacunek do Niej wypływa z naszej relacji z Panem Jezusem. On Bóg stając się człowiekiem, zrodził się z ziemskiej Matki. To przez Jego miłość do Niej czcimy Ją także my. Nie możemy zapominać jednak, że to Chrystus, a nie Maryja jest dla nas chrześcijan w centrum. To Jezus powołuje ministrantów i to On jest dla nich wzorem do naśladowania, ale i źródłem potrzebnych łask. Dopiero z tej wiary, miłości i postawy służby wobec Chrystusa i Kościoła powinna wypływać pobożność maryjna. Ministrant powinien być miłośnikiem Maryi, jej czcicielem. Wielu tak robiło i wciąż robi. Od dzieciństwa w tym względzie ogromny wpływ miał na mnie święty ksiądz Jan Bosko, który w Maryi znalazł swoją opiekunkę. Ksiądz Jan nazwał ją zresztą Wspomożycielką wiernych i to imię upowszechnił w Kościele i jego zgromadzeniach. To dla mnie doskonały przykład na to, że w życiu zarówno chłopca, dojrzewającego nastolatka, ale i mężczyzny Maryja powinna zajmować wyjątkowe miejsce i być szczególnie czczona.
 
Od św. Józefa możemy uczyć się gorliwości, pobożności, odpowiedzialności, a od Maryi?
– Św. Józef jest dla nas wzorem przede wszystkim odpowiedzialnej miłości, odpowiedzialności za drugą, powierzoną mu osobę. Jest też wzorem wielkiej odwagi i rycerskości. Od niego możemy uczyć się niezwykłego szacunku dla dziewczyny, kobiety, Matki Bożej. Maryja z kolei uczy nas wielkiej pokory. Takiej postawy dla Jezusa i dla innych. To ważne, bo ministrantowi grozi czasem coś na kształt próżności, pozoranctwa, pychy. Mówię to z własnego doświadczenia, bo kiedy byłem ministrantem, a zwłaszcza lektorem, rozpierała mnie duma z tego, że jestem blisko ołtarza. Zwracał mi na to uwagę mój spowiednik. Do dziś pracuję nad tym, by nie wpaść w pułapkę próżności, bycia na pokaz. A tej pokory doskonale uczy Matka Boża, która sama siebie nazwała Służebnicą Pańską. Postawa służby jest podstawą posługi ministranckiej. Pan Jezus powiedział przecież: „Kto chce być wielkim w królestwie niebieskim, niech będzie sługą wszystkich”. Maryja prócz pokory jest dla nas wzorem wielkiej wiary. Nie wyobrażam sobie ministranta, który byłby wierzący naskórkowo, powierzchownie, który nie dbałby o wzrost w wierze. W tym ostatnim pomagają księża, nasz miesięcznik „Króluj nam Chryste”, ale ministrant musi o to dbać także sam. Ministrant powinien być refleksyjny, jak Maryja, która rozważała wszystko, co miało i co zdarzyło się w jej życiu. Musi, jak Ona, znaleźć czas na osobistą modlitwę. Bo choć szczytem tej modlitwy jest Eucharystia, to trzeba umieć też adorować Pana Jezusa obecnego w tabernakulum.
 
Dużo mówimy o świadectwie Maryi. Świadectwo w kontekście uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa to słowo kluczowe. Jak sprawić, by nasze uczestnictwo w procesji Bożego Ciała miało głęboką wartość, a nie stało się symbolicznym gestem?
– Są przypadki, że uczestniczy się w procesji z przywiązania do tradycji, że najważniejszym momentem staje się urwanie zielonej gałązki z jednego z ołtarzy. Nie znaczy to jednak, że wszystkim, którzy to robią, nie towarzyszą głębsze modlitewne, adoracyjne przeżycia. Pójście na procesję Bożego Ciała nie wymaga wielkiej odwagi. Tu raczej mniejszość w niej nie uczestniczy. Procesje na południu Polski to też okazja do tego, by pięknie się ubrać, by pokazać rozmach liturgiczny, wyprowadzić z kościoła sztandary, feretrony, figurki. Udział ministrantów w procesji to coś naturalnego. To też świadectwo, manifestacja wiary, za którą na szczęście nic nam nie grozi. A przecież do dziś na świecie są rejony, gdzie za Biblię w domu, za wspólną modlitwę chrześcijanie płacą swoim życiem. My nie musimy płacić tak wysokiej ceny. Tym bardziej powinniśmy iść z potrzeby serca, starając się głęboko przeżyć to, w czym uczestniczymy.
 
Choć dziś świadectwo w Polsce nie wymaga ofiary z życia, to codzienne przyznawanie się do Jezusa w szkole, na podwórku wiąże się często z obśmianiem, wyszydzeniem przez rówieśników. Jak ministrant powinien się w takiej sytuacji zachować, by nie zabrakło mu odwagi do dawania świadectwa o Chrystusie?
– Środowisko rówieśników bywa okrutne. Szykanowanie, wyśmiewanie czasem jest bardziej bolesne niż fizyczna dolegliwość. Szyderstwem można wyizolować kogoś z grupy. To jest wyzwanie dla ministranta. Tu potrzeba odwagi. Nie tylko tu zresztą, bo są takie domy, w których chłopcy służą wbrew rodzicom. Jak dawać w takich warunkach świadectwo? Kulturą bycia, słowa, brakiem reakcji na prowokacje i zaczepki, ale i uczciwością oraz rzetelnością w podchodzeniu do obowiązków szkolnych, liturgicznych, domowych. Ważna jest też prawdomówność. Ministrant musi być rycerski. Rycerze w średniowieczu to był stan szanowany i wpływowy. Rycerz to był człowiek wielkiej odwagi, określonych wartości, których potrafił bronić i wedlug których żył. To był też ktoś, kto zawsze bronił człowieka słabego, bronił kobietę i jej macierzyństwo. Rycerz zawsze był gotów do bezinteresownej ofiary i poświęcenia. Powstaje dziś wiele bractw opartych na rycerskości: Rycerze św. Michała Archanioła, Rycerze Kolumba. O strażakach mówi się: Rycerze św. Floriana. Ministrant też musi być takim rycerzem, który broni wartości, słabszych i stoi przy Jezusie i Maryi. Rycerzem Niepokalanej, zapatrzonym w Matkę Najświętszą, zaangażowany, odważny i aktywny w działaniu dla prawdy.
 
Ta rycerskość jest ważna nie tylko przy ołtarzu czy w szkole, ale też – patrząc w kontekście naszych XI Mistrzostw Polski LSO w Piłce Nożnej Halowej o Puchar „KnC” w Rzeszowie – także na boisku…
– Oczywiście. Tę rycerskość na boisku nazywamy fair play. Chodzi o umiejętność zachowania się w sposób uczciwy, przejrzysty, z poszanowaniem dla przeciwnika. Po skończonej rywalizacji musimy pamiętać, że ten rywal z boiska wciąż jest naszym kolegą. Czasem trzeba, jak wielcy sportowcy, dla wyższej wartości zrezygnować z pewnego zwycięstwa, rekordu, podium. Tak zachowują się właśnie najwięksi rycerze.
 
Rycerze, którzy takie same zasady mają zarówno przy ołtarzu, jak i na boisku.
– Zdecydowanie tak. Gdybyśmy inaczej zachowywali się przy ołtarzu, a inaczej poza nim, bylibyśmy tylko funkcjonariuszami, którzy tak naprawdę zatracają to, do czego są powołani. A powołani są do bycia czytelnymi świadkami Chrystusa.
 
fot. J. Tomaszewski/KnC

Komentarze

Zostaw wiadomość
Wpisz kod bezpieczeństwa
 Security code

Komentarze - facebook

Facebook - ministranci.pl

Inne bez komży

KnC 12/2024, Michał Bondyra
KnC 12/2024, ks. Patryk Nachaczewski
KnC 11/2024, Michał Bondyra

Z komżą

KnC 12/2024, Redakcja "KnC"
KnC 12/2024, ks. Dawid Wojdowski
KnC 12/2024, ks. Jakub Dębiec
KnC 12/2024, ks. Kamil Falkowski
Zajrzyj do księgarni
Skąd, dokąd, dlaczego?
Red. Albert Biesinger, Helga Kohler-Spiegel
KSIĄŻKA
29,90 zł 10,00 zł
Kim jestem? Pytania w drodze
ks. Jan Twardowski
KSIĄŻKA
29,90 zł 25,50 zł
Jak ewangelizować ochrzczonych Best
seller
Jose H. Prado Flores
KSIĄŻKA
22,00 zł 18,70 zł

Ciekawe wydarzenia

 
Newsletter
Zapisz się i otrzymuj zawsze bieżące informacje.
Social media