Nasza rozmowa
Nasza rozmowa
Kot: Więź z Bogiem potrafi dać dużo siły
Autor: Michał Bondyra
Tego lata wygrał w skokach narciarskich wszystko i bardzo chciałby przełożyć te wyniki na sezon zimowy. U jego progu na dzień przed wylotem do Austrii z Maciejem Kotem rozmawialiśmy nie tylko o skokach, ale i o jego relacjach z Bogiem, o tym, jak zastępował ministrantów i lektorów, nigdy nie będąc żadnym z nich. Wreszcie Maciej opowiedział też o Bożym Narodzeniu w rodzinie Kotów, Roratach i jego podejściu do prezentów, które bardzo ewaluowało.
Rozmawia Michał Bondyra
Rozmawiamy w okresie przedsezonowych przygotowań, w kościele takie przygotowania przed Bożym Narodzeniem nazywane są Adwentem. Skoro Adwent, to też Roraty. Brałeś w nich udział?
– Gdy byłem w podstawówce, Roraty były elementem moich corocznych przygotowań do świąt. Pamiętam, że były one wtedy urozmaicone. Zbierało się obrazki za udział, więc ja by nie zabrakło mi żadnego, chodziłem codziennie. W naszym kościele Roraty były dobrze zorganizowane, więc mimo że rozpoczynały się o 6.45 chodziło na nie sporo dzieci. To są miłe wspomnienia. Do dziś choć w grudniu mam bardzo wiele wyjazdów na zawody w różnych krajach świata, mam taką tradycję, że przynajmniej raz w roku staram się być na Roratach.
A jakie jest Boże Narodzenie w rodzinie Kotów?
– Przede wszystkim rodzinne. Bo to jest czas, gdy po wyjazdach ja, brat i cała rodzina wreszcie możemy się spotkać razem. Te spotkania są największą wartością. To, że możemy wspólnie usiąść do stołu, przełamać się opłatkiem, pobyć, porozmawiać. Nieodłącznym elementem jest też kościół, wspólna Msza św., Pasterka. Przeżywamy to wszystko razem. Święta zaczynają się jednak dużo wcześniej od wspólnych przygotowań. Najbardziej zaangażowana w nie jest babcia. Staramy się też pomagać, bo dzięki temu czujemy atmosferę zbliżających się świąt. Potraw zawsze jest u nas dwanaście. Jedzenia jest więc sporo (śmiech).
A prezenty?
– Nie przywiązujemy do nich aż tak wielkiej wagi. Traktujemy je raczej jako symbol, tradycję.
Prezentem jest raczej bycie razem?
– Tak. Kiedyś, gdy byłem mały, na te prezenty bardzo czekałem. Wtedy były one naprawdę duże i było ich wiele. Do dziś pamiętam, jak pod choinką znalazłem duże sanki i narty zjazdowe. Od razu się je próbowało, bo śniegu za oknem było sporo. Z czasem, gdy człowiek dorósł, podejście do prezentów się zmieniło. Dziś wszystko można dostać i jak coś mi się podoba, kupuję sobie to sam. Jeszcze 15 lat temu nie było to takie proste. Teraz cieszy mnie drobiazg z cytatem dany od serca, który mogę postawić na półce czy zabrać na zawody i patrząc na niego pomyśleć o tym, od kogo go dostałem.
więcej w grudniowym numerze "KnC - Króluj nam Chryste"
fot. maciejkot.com