Reportaż LSO
Reportaż LSO
Pod płaszczem Maryi
Autor: Michał Bondyra
Co łączy zakochanego w rycie trydenckim Leszka i przyszłego szachowego arcymistrza Łukasza? Gietrzwałdzki ołtarz i maryjna pobożność. Czy mogłoby być jednak inaczej, skoro obaj mieszkają kilkaset metrów od miejsca, gdzie objawiła się Matka Boża?
Ks. Szymon Szajko to jeden z księży kanoników regularnych laterańskich, którzy od lat opiekują się sanktuarium Matki Bożej Gietrzwałdzkiej. To także opiekun tutejszych ministrantów. Mimo nieco ponadtysięcznej populacji tej niezwykłej podolsztyńskiej wsi, przy ołtarzu służy tu 20 chłopaków. – Niedługo będzie pięciu nowych – cieszy się i mówi, że teraz w dwóch klasach gimnazjum, w których uczy, niemalże wszyscy są ministrantami. – Raz, gdy wuefista zaproponował, byśmy zagrali mecz siatkarski ministranci kontra reszta chłopaków, po drugiej stronie siatki stanęło ich ledwie trzech – śmieje się. Ale nie zawsze z frekwencją przy ołtarzu w Gietrzwałdzie było tak dobrze. Żywym tego dowodem jest Leszek Wysocki.
– Pamiętam, jak był tutaj najmłodszy, dziś jako dużo starszy od reszty, jest ich naturalnym liderem, moją prawą ręką – tłumaczy ks. Szymon. Luka czasowa między Leszkiem a pozostałymi wynosi sześć lat. Nie tylko ze względu na wiek Leszek dorobił się ministranckiej prezesury w Gietrzwałdzie.
Trydencki prymus
– Na lekcji religii poprawił mnie z nazwiskiem jednej z wizjonerek – wspomina pierwsze spotkanie z Leszkiem ks. Szajko. – Kłóciłem się wtedy z księdzem o to, że Justyna nazywała się Szafryńska, a nie Szafrańska. Miałem rację i dostałem szóstkę – lekko uśmiecha się
18-letni lektor i ceremoniarz. Leszek jest miłośnikiem rytu trydenckiego i pasjonatem historii Kościoła. Powszechnie uznawany jest za oryginała, ale takiego, którego wszyscy szanują. – W gimnazjum chciał reaktywować harcerstwo, więc chodził po wszystkich klasach i na lekcjach zachwalał skautnig – wspomina ksiądz. Choć mu się w rezultacie nie powiodło, on tym zupełnie się nie zraził i działał dalej. Ks. Szymon pamięta też rekolekcje, podczas których Leszek jako jedyny ze 150 osób służył przy ołtarzu. – To było piękne świadectwo – mówi z uznaniem. Nie było więc dla nikogo zaskoczeniem, gdy na uroczystym apelu przez radę pedagogiczną został wybrany do nagrody Primus Inter Pares. – Gdy to ogłoszono, był jeden wielki wiwat. Wszyscy wiedzieli, że Leszek jak nikt na wyróżnienie zasłużył – wspomina ks. Szajko.
Przyszły arcymistrz?
Łukasz Wilga ma 12 lat. Dokładnie tyle, co Barbara Samulowska, druga z dziewczynek, której od 27 czerwca do 16 września 1877 r. regularnie na klonie objawiała się Matka Boża. Gdy pytam go, co by zrobił, gdyby to jemu objawiła się Niepokalanie Poczęta, odpowiada, że radość pewnie mieszałaby się z zaskoczeniem. Łukasz od Leszka jest młodszy także ministranckim stażem. Pobożnością dorównuje jednak starszemu koledze. Nie tylko słychać ją podczas naszej rozmowy, ale widać. Miałem się o tym okazję przekonać na krótko przed naszą rozmową, podczas jednego z majowych nabożeństw. Być może, to właśnie przykład Łukasza, zachęcił kilka lat młodszego brata – Konrada, by zasilić szeregi ministranckie. – Już nie mogę się doczekać, gdy będziemy razem służyć, zresztą już teraz w domu dużo mu o służbie opowiadam, m.in. to, co i jak wykonać, co do czego służy i jak co się nazywa – tłumaczy. On też ma swojego konika. Są nim szachy. Dzień po naszej rozmowie w międzyszkolnych zawodach Łukasz dotarł aż do finału. Ciekawe czy w Gietrzwałdzie rośnie talent na miarę Kasparowa?
Mistyczka i pośredniczka
Sanktuarium z cudownym obrazem Matki Bożej Leszek widzi z okien własnego domu. Łukasz na Mszę ma 250 m piechotą. Obaj urodzili się w Gietrzwałdzie, więc wzrastali w historii o objawieniach. Zgodnie przyznają, że wiedzę o nich poszerzyli jednak dopiero w gimnazjum za sprawą ks. Szymona, opiekuna ich koła ministranckiego. Czy obcowanie na co dzień z miejscem, gdzie obecność Matki Bożej jest tak namacalna nie powszednieje? – Wracając z podróży, szkolnej wycieczki, czuję atmosferę tego miejsca. Czuję, że jestem pod płaszczem Maryi. To jest niesamowite i daj Boże, by to mi nigdy nie spowszedniało – przyznaje Leszek. – Służąc tu tak blisko Maryi czuję się bardzo wyróżniony – dodaje od razu Łukasz. Kim zatem jest dla nich Matka Boża? Leszek, co jest do przewidzenia, odpowiada teologicznie: „Matka Boża jest dla mnie najdoskonalszą mistyczką w dziejach Kościoła, bo Ona jak św. Jan Ewangelista stała pod krzyżem. Każda Msza św. jest urzeczywistnieniem męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. A Ona w tej pierwszej Mszy pod krzyżem uczestniczyła w ciszy, skupieniu, adoracji. Staram się Ją naśladować podczas każdej Mszy”. Łukasz o Matce Bożej mówi z kolei jak o pośredniczce: „Umie mnie wesprzeć w ciężkich sprawach, pocieszyć, pośredniczyć w relacji między mną a Jezusem”.
Zabrała tremę
– Nie ma pacierza, w którym nie zwróciłbym się do Matki Bożej. Przecież od dawna mamy dogmat o Jej pośrednictwie – mówi Leszek. Gietrzwałdzki ceremoniarz modli się też nabożeństwem Trzech Zdrowaś Mario, praktykowanym wcześniej przez wielu świętych. – Polega ono na tym, że dziękujemy Trójcy Przenajświętszej najpierw za potęgę, potem za mądrość, wreszcie za słodycz i miłosierdzie udzielone Najświętszej Maryi Pannie, odmawiając w międzyczasie trzykrotnie Zdrowaś Mario – tłumaczy, zapewniając, że bardzo mu to w życiu pomaga. Leszek, kiedy tylko może, adoruje też pochodzący prawdopodobnie z XVI w. z okolic Poznania obraz Matki Bożej w sanktuarium. Tam też często dziękuje i prosi. – Częściej niestety proszę, a to o błogosławieństwo dla rodziny, dla Kościoła, a to dla moich przyjaciół i wrogów – wymienia. To także przed płótnem Madonny w ciemnoniebieskim płaszczu trzymającym Dzieciątko Jezus rok temu poczuł niezwykłą moc swojej modlitwy: „Wszedłem do kościoła bardzo zdołowany, a po adoracji mój nastrój uległ ogromnej poprawie”. Nastrój przed egzaminem szóstoklasistów po modlitwie za wstawiennictwem Matki Bożej znacznie poprawił się też Łukaszowi: „Prosiłem Ją o wstawiennictwo i mądrość, a Matka Boża zabrała mi tremę”.
Przypadek wuja Michała
Najświętsza Maryja Panna źródełko w Gietrzwałdzie pobłogosławiła 8 września 1877 r. Pielgrzymi od lat biorą z niego wodę, która w cudowny sposób zabiera cierpienie i uzdrawia. Wodę czerpie też z niego Leszek. – Chodzę po nią z butelkami. Ostatnio też ze względów smakowych, bo jak się ją regularnie pije, to można wzgardzić wodą z kranu czy ze sklepu – przyznaje uczeń technikum chemicznego. Leszek, który jednak nad chemię wyżej ceni seminarium, dodaje po chwili, że „woda ze źródełka jest dowodem na to, że Matka Boża dalej czuwa i objawia się prawdziwie”. Łukasz, który też wodę ze źródła pije regularnie, opowiada mi historię cudownego uzdrowienia w swojej rodzinie. – Wuj Michał z Wadowic miał wypukłą narośl nad prawym okiem. Pił wodę i z pomocą modlitwy, ale i lekarzy, narośl się wchłonęła – mówi z przejęciem 12-latek. Takie zdarzenia jego ministrancki opiekun ks. Szymon Szajko zapisuje w opasłych skoroszytach. Przypadek wuja Michała wciąż jednak czeka na dokumentację.
***
W drugą sobotę czerwca Leszek i Łukasz będą czynić honory gospodarzy względem tysięcy ministrantów z całej Polski. Przyjadą w ramach szóstej już pielgrzymki. Leszek uważa, że każdy, kto poważnie podchodzi do służby tego dnia będzie w Gietrzwałdzie. Dlaczego? – Bo jest tu możliwość skorzystania z sakramentów; można się wyspowiadać i przyjąć Pana Jezusa. Poza tym, sama Matka Boża wskazuje na obrazie na Pana Jezusa, a On na swoją Matkę. Skoro Jezus wskazuje na Matkę Bożą, to tym samym pokazuje przez kogo należy wzmacniać swoją pobożność – mówi wprost Leszek. Czy do przyjazdu potrzeba większej zachęty?
Tekst i zdjęcia Michał Bondyra