Gorący temat
Gorący temat
Ministrantura wpłynęła na wybór kapłaństwa
Autor: Michał Bondyra
Z ordynariuszem elbląskim bp. Jackiem Jezierskim rozmawia Michał Bondyra
Przy ołtarzu Ksiądz Biskup służył w rodzinnej parafii w Olsztynie.
– Tak, od początku byłem związany z olsztyńską parafią Najświętszego Serca Pana Jezusa. Pierwszy raz przy ołtarzu jako ministrant stanąłem zaraz po Pierwszej Komunii Świętej. Służyłem aż do matury. To był czas przedsoborowy. Wtedy służyło się do ołtarza dosuniętego do ściany absydy zamykającej prezbiterium. Kapłan, wierni i ministranci byli zwróceni w kierunku wschodu słońca. Później stopniowo przez Sobór Watykański II dokonywała się reforma liturgii. Pojawił się ołtarz centralny, który zaczęliśmy otaczać.
Myśl o kapłaństwie pojawiła się w wyniku służby przy ołtarzu…
– Pod koniec ostatniej – siódmej klasy szkoły podstawowej uświadomiłem sobie, że chcę być księdzem. Ta świadomość na pewno związana była z moją służbą.
Co wtedy małego Jacka fascynowało: piękno liturgii, formacja?
– Chyba wszystko po trochu. Służyło się od rana do kilku Mszy św. Bo w jednakowym czasie Msza odprawiana była przy głównym ołtarzu, ale i ołtarzach bocznych. Księży odprawiających niezależne Msze od tej przy głównym ołtarzu było kilku. Msze były po łacinie, zatem żeby dobrze służyć, tej łaciny trzeba było się nauczyć. Pamiętam, że uczyliśmy się jej z mszalików benedyktyńskich. Wtedy nie było łatwo wejść w posiadanie takiego modlitewnika, bo było ich niewiele. Z czasem jednak je pożyczaliśmy. To z nich poznawałem liturgię. Później już jako starszy ministrant w jej tajemnicę wprowadzałem grupę kandydatów do służby. Z czasem też liturgii zaczęła być sprawowana w języku polskim.
Ucząc kandydatów na ministrantów służby, stawał się Ksiądz Biskup narzędziem formacji. Jej rola w ministranturze jest bardzo ważna.
– Przez lata byłem wychowawcą seminaryjnym, a przez 10 lat ojcem duchownym i choćby z tego powodu wiem, co to jest formacja chrześcijańska i jak ona jest bardzo potrzebna. Na etapie młodzieńczym jest to formacja ministrancka, której wagi nie da się nie docenić.
Formacja ministrancka może być fundamentem kapłaństwa.
– Ministrantura powala poznać rok liturgiczny, obyczaje, samą liturgię od podszewki. Młody człowiek uczy się wtedy gestów, znaków, aktywnie zresztą w nich uczestniczy. Jeśli taki potencjał, jaki tkwi w tych chłopcach, jest rozważnie rozwijany, to przyniesie z pewnością coś pożytecznego. Może to być – jak w moim przypadku – kapłaństwo.
Księdza Biskupa służba to nie była tylko łacina i zgłębianie tajników liturgii, to były też rajdy. Piesze i rowerowe. Zaraził nimi młodego Jacka ks. Julian Żołnierkiewicz.
– To prawda, ksiądz Żołnierkiewicz był duszpasterzem młodzieży, moim katechetą w szkole średniej, a potem duszpasterzem akademickim. To on organizował najpierw obozy ministranckie, rowerowe, a później też obozy piesze w Bieszczadach, w Beskidzie. Uczestniczyłem w nich jako licealista, a później jako kleryk jeżdżący ze studentami.
Pokopać wtedy piłkę też się zdarzało?
– Oczywiście, choć robiłem to okazjonalnie.
Czy dziś Ksiądz Biskup obejrzy czasem jakiś mecz?
– Sporadycznie, bo nie jestem zagorzałym kibicem. Od sportu się nie uzależniłem. Widzę jednak, że sport jest ważny. Mówię to choćby w kontekście X. Mistrzostw Polski LSO W Piłce Nożnej Halowej o Puchar „KnC”, które gościmy w tym roku w Elblągu.
Na czym polega ta waga sportu?
– Na szlachetnej rywalizacji, na kontaktach, zawieraniu znajomości, przyjaźni.
Odejdźmy trochę od sportu. Konikiem Księdza Biskupa jest chyba za to Mikołaj Kopernik. To dzięki Księdza Biskupa inicjatywie udało się odnaleźć szczątki wielkiego kanonika i astronoma we fromborskiej katedrze…
– To nie była moja pierwszorzędna zasługa. Grobu Mikołaja Kopernika szukano już wieki temu i wielokrotnie. Sprawą zainteresował się już sam Napoleon przechodzący z wojskami przez Frombork. Były też inne ekspedycje, m.in. z jednej z warszawskich uczelni. Później poszukiwań zaprzestano.
W czym tkwił problem?
– Kopernik przed swoją śmiercią nie zadbał o odpowiednią tablicę, nie przygotował sobie też miejsca na swój pochówek. Gdy zmarł pochowano go, a gdy po 30 latach zmieniło się całe pokolenie kanoników bp Marcin Kromer nie wiedział, gdzie umocować odpowiednią tablicę pamiątkową. Badania podczas drugiej wojny światowej podejmowali historycy niemieccy, ale dopiero w latach 70-tych XX wieku historyk – dr Jerzy Sikorski korygując wcześniejsze badania ustalił miejsce prawdopodobnego pochówku.
Jaka była zatem rola Księdza Biskupa w tych poszukiwaniach?
– Moim wkładem w te poszukiwania było to, że jako prepozyt Kapituły Fromborskiej, do której Kopernik jako kanonik należał kilkadziesiąt lat, zaproponowałem podjęcie badań archeologicznych związanemu z środowiskiem warszawskim, a później z Akademią Humanistyczną w Pułtusku ks. prof. Jerzemu Gąssowskiemu. On zorganizował ekipę, postarał się o środki z banku Kronenberga. Badania wstępne przeprowadził w roku 2004, a w następnych rok później podczas 13 wkopu, odsłonił wraz z zespołem szczątki blisko 70-letniego mężczyzny. Później nastąpiła cała seria badań: antropologicznych, historycznych. W sprawę zaangażowani byli też specjaliści kryminologii z Komendy Głównej Policji. Wreszcie biolodzy, który pobrali DNA z zęba i kawałka kości szczątek, porównali je z włosami Kopernika, które były zachowane w kalendarzu astronomicznym wielkiego astronoma. Te włosy i kalendarz swego czasu zrabowali Szwedzi, przez co do dziś znajdują się na tamtejszym Uniwersytecie w Uppsali. DNA z włosów okazało się identyczne, jak te z zęba i kości. Okazało się niezbicie, że wykopane we Fromborku szczątki należą do Kopernika.
No dobrze, ale jak udało się znaleźć miejsce, gdzie należałoby kopać?
– Tropem naprowadzającym był średniowieczny zwyczaj kapituły, który mówił, że kanonika chowa się przy bocznym ołtarzu, przy którym ten odprawiał Msze. We fromborskiej katedrze tych ołtarzy było dwanaście. Pochowanych kanoników ponad stu. Zasada była taka, że każdy kanonik otrzymywał ołtarz po zmarłym poprzedniku. Każdy miał zatem swój ołtarz, którego w zasadzie nie zmieniał. Wyjątkiem była funkcja prepozyta i dziekana kapituły. Prace archeologiczne utrudnił nam jednak remont posadzki, podczas którego stare płyty zdarto, część z nich wyrzucono, a inne przemieszano. Z posadzki nie można był więc wywnioskować, który to ołtarz. Dr Jerzy Sikorski zdołał jednak ustalić, wokół którego ołtarza należałoby kopać. Nasze odkrycie nie odbiło się szerokim echem, bo przyćmiła je wtedy tragiczna powódź, która nawiedziła Polskę.