Reportaż LSO
Reportaż LSO
Dusza w remoncie, bonusy na koncie
Autor: Michał Bondyra
Wielkopostne podrasowanie leniwych obrotów naszej duszy to gwarant ukończenia arcytrudnego rajdu, którego metą jest Zmartwychwstanie. Do gruntownego przeglądu zapraszają ministranci z poznańskiej parafii św. Stanisława Kostki.
Kiedy pytam ich, który z samochodów jest tym ulubionym, w odpowiedzi wymieniają różne marki i modele. Ks. Tomasz Tarczyński, zwany też przez swoich ministrantów „Tarczą”, najbardziej lubi Audi TT. – Bo ma takie same inicjały, jak ja – śmieje się. Potem już bardziej poważnie dodaje, że ceni niemieckie auto za opływowy kształt, ale i przyspieszenie. – Obie te cechy pozwalają szybko i skutecznie dotrzeć do wytyczonego sobie celu. Tak też powinno być z nami. Powinniśmy wytrwale i sprawnie dążyć do… zbawienia – przyznaje.
Bezpieczeństwo vs luksus
Wiktor „Wiciu” Downar najbardziej lubi ferrari. Na pytanie o cechy, które łączą go ze sportowym Włochem odpowiada krótko: „Szybkość. Szybko myślę, szybko działam”. Auto producenta z Bawarii podobnie jak ks. Tomek wybiera także najstarszy z moich rozmówców – Jacek Krawczyk. On jednak wyżej niż model TT stawia A6. – Ma szybki zryw, co w życiu czasem jest niezbędne. Potrafi też doskonale hamować, co też się przydaje, by przyjrzeć się niektórym sprawom z bliska – tłumaczy swój wybór. Volvo V40 to z kolei wybór Mikołaja Mazurczaka. „Stoper” lubi bowiem auta nie tylko szybkie, ale i bezpieczne. – Nas chroni nie karoseria, a sam Bóg. Dzięki Jego tarczy wiem, że nic mi się w życiu nie stanie – wyjaśnia. Bezpieczeństwo jako cechę decydującą podaje też Filip Kołaczyk, miłośnik terenowej Toyoty Rav4. Znany wśród kolegów szerzej jako „Kołpak” docenia jeszcze jeden walor japończyka: „Tak jak można nim wjechać na każdy teren, tak ja jako ministrant mogę wszędzie mówić o Bogu”. „Miętelski”, czyli tak naprawdę Kuba Metelski lubi za to łączyć szybkość z luksusem. Jego wybór Mercedesa CLS 850 Brabus nie może zatem dziwić. Sam jest porywczy, ale jak przyznaje, chciałby mieć ciągły luksus bycia z Bogiem.
Remont nie lifting
Ks. Tomkowi bardzo podoba się moje porównanie Wielkiego Postu do remontu duszy. Gdy pytam go o to, czy dla kapłana i ministrantów to będzie bardziej lifting, czy jednak przegląd kapitalny, on nie pozostawia złudzeń: „Lifting nie odpowiada męskiej duszy. O wygląd dbają kobiety, nas facetów interesuje to, co jest w środku. A tam trzeba zrobić konkretny przegląd, remont bez półśrodków”. U „Tarczy” wymiany wymaga część odpowiedzialna za komputer pokładowy. – Tak, internet to faktycznie coś, co w moim życiu wymaga drastycznego ograniczenia – śmieje się ksiądz. Co ciekawe, podobny problem z „elektroniką” mają też „Wiciu”, „Stoper” i Jacek. Dla Wicia problemem jest pakiet: internet, x-box, smartfon. „Stoper” największy problem ma z godzinami spędzonymi nad grą My Craft. Jacek internet zaczął już ograniczać. – Router w domu nie jest już włączony 24 godziny na dobę. Zaniosłem go do pokoju rodziców i biorę po konsultacji z nimi tylko wtedy, gdy naprawdę potrzebuję. Oni na moją prośbę kontrolują też czas, kiedy z niego korzystam – mówi tegoroczny maturzysta, zapalony triatlonista. To przez tę ostatnią pasję ma problem z inną częścią – panelem sterowania, a więc organizacją dnia. – Czasem tu mi ucieknie 15 minut, tam chwilę poszwendam się bez celu, innym razem się położę i przez to brakuje na przykład czasu na dyżur w tygodniu – wyjaśnia. Kuba lubi za to wieczną rywalizację, wszędzie i z każdym. Takie katowanie silnika może spowodować jego zatarcie. – Tak jak ten luksusowy mercedes, lubię czasem pokazać rogi – mówi, dodając, że nad ich spiłowaniem musi solidnie popracować. Czysta rywalizacja to z kolei coś, nad czym musi mocno się skupić Filip. – Często kłócę się z braćmi, młodszym Jasiem się wysługuję, starszemu Kubie z lenistwa nie pomagam – przyznaje szczerze.
Rady fachowców w cenie
Kiedy wiemy, co w aucie się zużywa, co stuka, trzeszczy, niezbędne jest działanie. Główny mechanik naszej duszy – Pan Bóg, by móc usunąć uciążliwe usterki korzysta z pomocy swojego fachowego zespołu. W jego skład wchodzą księża i rodzice. Zarówno jedni, jak i drudzy mają wąskie specjalizacje. A jak to jest ze słuchaniem ich rad eksploatacyjnych? Jacek przyznaje, że rad swoich spowiedników słucha i stara się je wcielać w życie. Zabieg z ograniczonym dostępem do routera to jeden z przykładów. To także dowód na to, że tandem specjalistów kapłan – rodzice może i powinien działać bez zarzutów. Teraz Jacek stara się też za namową kapłana zrobić coś z modlitwą. – Często po całym dniu szkoły, treningów na pływalni, rowerze czy biegach wieczorną modlitwę traktuję jak kolejny punkt dnia. Zamiast ją przeżywać po prostu klepię – wyjaśnia. Trochę jest usprawiedliwiony, bo przed szkołą godzinę lub dwie pływa, a zaraz po albo przejeżdża od 50 do 100 km, albo przebiega od 8 do16 km nad pobliską Rusałką. Kiedyś udawało mu się odmawiać codziennie brewiarz, czytać Pismo Święte. – Brewiarz praktykowałem ponad rok, z Biblią wytrzymałem tylko dwa miesiące. Wiem, że muszę w Wielkim Poście do tego wrócić – mówi. Wiktor, Mikołaj i Kuba zgodnie przyznają, że rad ks. Tomka słuchają, choć z różnym skutkiem. – Doradzam im, by byli jak żołnierze Jezusa. By współpracując z Bożą łaską, mieli siłę i moc do podejmowania mądrych decyzji, by ćwiczyli swoją silną wolę – zdradza ks. Tomek. „Tarcza” przyznaje jednak, podobnie jak chłopacy, że nie zawsze to wychodzi: „Na płaszczyźnie liturgicznej spisują się bez zarzutów. Tu bardzo się starają i widzę, że te rady biorą sobie do serca. Dużo gorzej jest natomiast w wypełnianiu obowiązków wobec rodziców i rodzeństwa”. Chłopacy tylko przytakują.
Punkty jak kontrolki
Rady to jedno, a codzienna dobra eksploatacja – drugie. Przecież by samochód sprawnie się poruszał nie tylko na drogach, ale i na kocich łbach, trzeba dbać, by nigdy nie brakowało w nim paliwa, oleju, płynu hamulcowego. Nie można też ignorować świecących się kontrolek. Przekładając na język dotyczący naszej duszy, ministranci muszą dbać o regularne zbiórki, dyżury, nabożeństwa, uczestniczyć w życiu sakramentalnym. Z tym ostatnim żaden z nich nie ma problemów. Lampką pomagającą na bieżąco kontrolować stan uczestnictwa w zbiórkach, dyżurach i nabożeństwach jest punktacja. Ks. Tomek najbardziej sobie ceni sobotnie zbiórki. – Bo to na nich nadrabiamy zaległości, wyjaśniamy nieścisłości, ćwiczymy coś, co jeszcze nie wychodzi – argumentuje, dlaczego warte są one pięć punktów. Jeden punkt mniej można dostać za dyżury w dni powszednie i nabożeństwa. – One uczą pilności i dyscypliny, ale i tego, że z miłości do Boga potrafię ofiarować Mu swój czas na służbę – mówi. Ponieważ niedzielne służenie to naturalny obowiązek, warte jest ono ledwie trzy punkty. Wiktor z obecnością na dyżurach nie ma problemu, ale z sobotnim przyjściem na poranną zbiórkę już tak. – W sobotę godzina 10.00 to dla mnie jak środek nocy – śmieje się. Ks. Tomek bardzo jednak chwali Wiktora: „On zawsze wybiera Msze, na których nikt nie służy. Jest wtedy w stanie obsłużyć wszystko. To człowiek orkiestra. Potem ma satysfakcję, że dzięki niemu ta Msza była piękna”. Dziesiąta rano w sobotę to także „środek nocy” dla Mikołaja. Co ciekawe, w niedzielę „Stoper” nie ma problemu, by zwarty i gotowy służyć na Mszy o godzinie 8.00! Problem z porannym wstaniem to też domena Kuby. W tygodniu służy o 7.00, ale często w kościele jest na styk, bo lubi zaraz po obudzeniu jeszcze poleżeć: „Chciałbym czasem szybciej wychodzić z tego łóżka”.
Bonusy za dobrą eksploatacje
Dobre użytkowanie samochodu, w domyśle ministranckiej duszy, skutkuje dla najbardziej rzetelnych bonusami. Ks. Tomek wylicza zeszłoroczne wyjazdy: spływ kajakowy w Puszczy Zielonce, tydzień na Mazurach, wspólny wyjazd do seminarium w Paradyżu i do Międzyrzeckiego Rejonu Umocnień. Na każdy z nich zabiera do 20 ministrantów. Tylko na Mazury pojechało 50 osób. – To nie tylko nagroda, ale i nauka dyscypliny, czasem wyrwanie z wygodnych domowych pieleszy – tłumaczy. Pieniądze zbierają przez cały rok. Nie tylko z kolędy. Tradycją u św. Stanisława Kostki są bowiem organizowane dwa razy w roku kawiarenki ministranckie. Na nich czterdzieści blach pysznego placka, chleb ze smalcem, kiszone ogórki, kawa czy herbata. Wszystko przygotowywane przez rodziców ministrantów. – To dowód na niesamowitą więź z rodzicami, ale i na ich ogromną życzliwość – wyjaśnia ksiądz, dodając, że chłopacy też mają swoje zadania: „kroją ciasta, parzą herbatę, kawę i nawołują parafian po Mszach, by skorzystali z poczęstunku”. Teraz w ferie jadą do Marianówki. – Poszusujemy trochę na nartach na Czarnej Górze – zdradza cel podróży ks. Tomek. Czy to nie jest kolejny przyczynek, by solidnie zadbać o stan swojej duszy?
***
Przed nimi najważniejszy rajd – Wielkanoc. Jak mówi ks. Tomek, każdy z nich wyjeżdża na niego ze swoimi ułomnościami. Na pustynnym szlaku będą mierzyć się z różnymi pokusami, które będą robić wszystko, by zjechać wcześniej do oazy. By nie dotrwać do mety Zmartwychwstania. Odcinki specjalne są mocne: Drogi krzyżowe w chlapę, wichurę i zimno, Gorzkie żale w czasie, który można przeznaczyć na drzemkę czy spotkanie z rodziną. Wreszcie rekolekcje, które kuszą trzema dniami wolnymi od szkoły. Nagrodą za trud jest najpierw piękne Triduum Paschalne, zza którego już widać wyczekiwaną metę. Chrystusowe Zmartwychwstanie. Dadzą radę?