Gorący temat
Gorący temat
Kleryk z adopcji to kapłan z powołania
Autor: Michał Bondyra
Czy można mieć 16 lat i być ojcem o osiem lat starszego syna? Albo matką swego rówieśnika? Można, pod warunkiem że są to rodzice duchowi, a adoptowani są klerycy. Klerycy, z których potem wyrastają porządni kapłani.
W tym roku skończy 30 lat. Na swoim blogu mówi o sobie tak: „Człowiek – zwykły, jak każdy inny… kochający życie, swoje człowieczeństwo. Uczeń Jezusa – nie nauczyciel, ale uczeń idący ze swoim Mistrzem razem z innymi. Kapłan – sługa braci, którzy idą ze mną za Jezusem”. To on – ks. Łukasz Kachnowicz – wpadł na pomysł, by… adoptować kleryków. Wtedy jeszcze jako wikary w Puławach mocno wziął sobie do serca słowa św. Jana Marii Vianeya, że „nie ma złych kapłanów, tylko są tacy, za których wierni za mało się modlą”. – Towarzyszę duchowo pewnemu chłopakowi, który idzie w tym roku do naszego seminarium. Modlę się za niego codziennie. I pewnego dnia pomyślałem: „Przecież można zebrać więcej ludzi, którzy towarzyszyliby modlitewnie naszym klerykom” – mówił, rozkręcając akcję „Wychowaj księdza – adoptuj kleryka” w lubelskim Wyższym Seminarium Duchownym. Akcji, której od razu przyklasnął rektor uczelni – ks. prałat Marek Słomka.
Trzech na jednego
Prawą ręką ks. Łukasza została Ewa Łaskarzewska. Mówi, że dodatkowym bodźcem do podjęcia inicjatywy był fakt, że ich wspólni koledzy szli wtedy do seminarium. Był wrzesień 2013 r., kiedy ruszyli z akcją reklamową. Tylko wśród znajomych i tylko na Facebooku. – Zrobiliśmy wydarzenie, proste grafiki – wspomina Ewa. Odzew był piorunujący. – Adopcją objęliśmy w sumie 123 kleryków naszego seminarium, za których modliło się ponad 300 osób – uściśla. Do dziś pamięta, jak w nocy z 1 na 2 października 2013 r. z seminarium odebrała
e-maila z ostatecznym wykazem nazwisk. – Usiedliśmy wtedy z ks. Łukaszem, każde przy swoim laptopie i podzieliliśmy na pół najpierw listę kleryków, potem listę chętnych do modlitwy. Okazało się, że wszystkie roczniki były obstawione trzykrotnie – uśmiecha się. Do każdego duchowego rodzica wysyłali formularz, a w nim, jaki kleryk został wybrany i że proszą o modlitwę. Nie jakąś konkretną, ale regularną. – Byli tacy, co zadeklarowali, że za „swojego” kleryka będą oddawać codzienną Mszę św. i Komunię św., inni zamawiali za nich Msze wieczyste. Jeszcze inni deklarowali post, ale i zwykłe „Zdrowaś Mario” – mówi Ewa Łaskarzewska. Choć średnio na kleryka wypadały po trzy osoby, zdarzało się, że modliło się ich więcej. – Za jednego z kleryków modliła się cała oaza młodzieżowa – 30 osób. Za innych kilkuosobowe rodziny – wylicza.
Prymicje nagrodą
Najmłodszym duchowym ojcem adopcyjnym jest 16-letni ministrant. Zresztą ministranci włączali się w akcję przy okazji adopcji rodzinnych, ale i wspólnotowych. Akcja szybko z lokalnej przemieniła się w globalną. – USA, Kanada, Anglia, Australia, Kazachstan, Szwecja – Ewa wylicza tylko niektóre kraje, z których pochodzili i wciąż pochodzą adopcyjni rodzice. Pochodzą, bo mimo braku tegorocznego naboru wielu z nich modli się za swoich duchowych synów do dziś. Tak jest w przypadku ks. Marcina Modrzejewskiego. – Gdy dowiedziałem się o akcji, byłem przed czwartym rokiem. My nie znaliśmy adopcyjnych rodziców, ale traf chciał, że z moją adopcyjną mamą, zresztą rówieśniczką, poznałem się w parafii… w której pracuję – śmieje się ks. Marcin. Nie chce zdradzić jej personaliów, bo jak przyznaje, tak się umówili. – Pewnego razu podeszła do mnie i zapytała o nazwisko. Kiedy jej powiedziałem, ona w odpowiedzi powiedziała mi, że od trzech lat się za mnie modli. Robi to zresztą dalej – mówi neoprezbiter. Ks. Marcin święcenia przyjął w lipcu. Tak jak czternastu jego kolegów. Na ich prymicjach byli organizatorzy akcji. – Było bardzo sympatycznie – przyznaje Ewa Łaskarzewska. – To ich kapłaństwo było takim namacalnym owocem modlitwy tych ludzi – dodaje zaraz.
Wsparcie wciąż trwa
Ks. Marcin Modrzejewski mówi, że już sama świadomość tego, że ktoś się za niego codziennie modli, była i jest bardzo budująca. – Wtedy nie znałem swoich adopcyjnych rodziców. Dostawałem tylko jak inni kartki na święta, które potwierdzały, że ktoś tam jest i troszczy się w modlitwie o moje powołanie – przyznaje. Wsparcie czuł w najtrudniejszych momentach. – Wtedy, gdy pojawiały się wątpliwości w dobrym rozeznaniu mojego powołania. Dobrze, że ludzie wiary modlą się za powołania i powołanych, bo to dar dla Kościoła jako wspólnoty. Powołania świeckie i kapłańskie potrzebują zresztą wzajemnego wsparcia. To jest fundament, z którego potem czerpią do uświęcania się w swoich posługach – tłumaczy wagę duchowej adopcji. Dziś jako katecheta w lubartowskim gimnazjum nr 1 sam zachęca do modlitwy za kleryków dzieciaki, które uczy. – Wraz z nimi modlimy się o konkretnych kleryków. Podobne grupy modlitewne prowadzą też inni katecheci – mówi. Lubelska akcja nie jest niczym nowym. W polskim Kościele funkcjonuje choćby bytomskie Dzieło Duchowej Adopcji Kapłanów, a przed wyborem papieża Franciszka ludzie z całego świata mogli adoptować duchowo jednego z uczestniczących w konklawe kardynałów. Podobne akcje podejmują też ministranci w różnych parafiach w Polsce. Duszpasterz LSO archidiecezji łódzkiej ks. Mariusz Kuligowski przyznaje, że pomysł duchowej adopcji kleryków bardzo mu się podoba. – Modlitwa za rozeznanie swojego powołania, ale i za tych, którzy tą drogą powołania kroczą, to dla nich ogromne wsparcie. Sami zresztą planujemy zacieśnić współpracę między środowiskiem służby liturgicznej a duszpasterstwem powołań naszego seminarium. Być może pomysł z adopcją kleryków mógłby tę naszą współpracę jeszcze wspomóc – zastanawia się ks. Mariusz.
Michał Bondyra
bondyra@ministranci.pl
Zadanie:
Wraz z księdzem odszukajcie nazwiska nowo przyjętych kleryków do waszego diecezjalnego seminarium. Zastanówcie się, w jaki sposób możecie ich regularnie wspierać. Możecie np. zaproponować modlitewną sztafetę, regularne Msze w ich intencji (np. raz w tygodniu) wraz z oddawaną za nich Komunią św.