Bez komży

KnC 10/2015

Reportaż LSO

Reportaż LSO

Narzędzie w rękach Boga

Autor: Michał Bondyra
Mimo 20 lat nie popada w rutynę. Nie łowi przez piłkę, choć ta w jego działalności jest bardzo ważna. Krzysztof Kaźmierczak stara się jako katecheta być narzędziem w rękach Boga, narzędziem, które dzieciaki chętnie chwytają.
Dziewczyna na lekcji religii zrobiła rysunek. Z graffiti. Sedes, w którym spuszone zostały grzechy. Tak zwizualizowała temat o spowiedzi i miłosierdziu. – To była dla mnie petarda – wspomina Krzysztof Kaźmierczak, katecheta w poznańskiej SP 27. Graffiti i rysunki to stała część jego katechezy.
 
Face-Bóg
Najpierw jednak jest modlitwa, zwykle za rodziny. – Trzecia część moich dzieciaków ma rodzinne problemy, które trzeba omadlać – tłumaczy intencje. Potem standardowo; obecność, katechizm, dyskusja, jakaś notatka w zeszycie, no i to graffiti – twórczy wkład dzieciaków w lekcję religii. Krzysztof pamięta jeszcze jeden wymowny rysunek: Face-Bóg – oczywiste odwołanie do Facebooka. – To jest coś, czym żyją. Nie można na to zresztą patrzeć krytycznie. Ważne, by prócz bycia w sieci, wyszli też na dwór, pamiętali o Bogu i przyjacielu… ale takim prawdziwym, nie wirtualnym – mówi, dodając, że sam założył konto na Face, głównie po to, by być bliżej swoich uczniów, ich problemów. Czasem błahych, innym razem tak poważnych, że pozostaje tylko wspólnie usiąść i zapłakać. Część tych poważnych wychodzi przy okazji… „listu do katechety”. Kaźmierczak na koniec gimnazjum prosi, by każdy napisał do niego anonimowo list, który zaczyna się od słów „Katecheto, chciałbym Panu powiedzieć, że…”. – Czytam te listy, a potem chowam w archiwum. To są niesamowite rzeczy; podziękowania, czasem bardzo niezwykłe zwierzenia. Choć zabrzmi to może egoistycznie, ale one dają mi mocnego kopa do pracy. Pozwalają pomyśleć: „Dobrze, że tu jestem i robię to co robię” – przyznaje szczerze.
 
„Kaziu” – kibol
Do dziś pamiętam, gdy w szkole podstawowej na lekcję religii przyszedł postawny nastolatek. Miał ksywkę „Kaziu”. Opowiadał o kibicowaniu, o tym, jak jeździł za Lechem na mecze wyjazdowe, gdzie były bójki, rozróby. Mówił też, jak spotkał Boga. Na koniec zapraszał na pieszy rajd do Rogalina. Na to wspomnienie Krzysztof się uśmiecha. – To były lata 90. Dworce, pociągi… oj działo się. Wtedy moje życie kręciło się wokół trzech spraw: meczów, dyskotek i Kościoła. I choć wierzyłem, tak naprawdę to, że Bóg jest dla mnie i mnie kocha zrozumiałem dopiero po tym, co przeżyłem na rekolekcjach w Krynicy Górskiej – tłumaczy. Na dziesięciodniowy wyjazd namówił go ks. Waldemar Kasprzak, który wtedy na poznańskich Winiarach organizował duszpasterstwo młodych. To on podszedł do 17-letniego „Kazia” i zaprosił do udziału w tym, co tworzy. Od przemiany w Krynicy Krzysztof stał się jednym z fundamentów tamtego duszpasterstwa. Z czasem animatorem i tym, który co roku we wrześniu dawał świadectwo przemiany na lekcjach religii w szkołach. Pewnie wtedy nie myślał, że świadectwo swojego życia, tyle że codzienną pracą, będzie przez kolejne 20 lat dawać jako katecheta…
 
Pyrlandia
„Pyrlandia” powstała 15 lat temu. To były czasy, gdy Kaźmierczak wraz z gimnazjalistami uczestniczył w lokalnych turniejach piłki nożnej i siatkówki organizowanych i sponsorowanych przez pana Kustrę. – Nazwę wymyślili moi uczniowie – mówi katecheta. Od tamtego czasu wszystko, co robi poza lekcjami z dzieciakami, nosi miano „Pyrlandii”. W jej skład wchodzą zimowe półkolonie czy letnie wyjazdy do Brennej, Zaniemyśla czy Chludowa. Wchodziły też zawieszone na jakiś czas cotygodniowe spotkania po szkole. – Ogłaszałem, że we wtorek o 16.00 gramy, i na drugi dzień przychodziła masa dzieciaków – mówi. To, co robił, nie było jednak zwykłą grą w siatkówkę, kosza czy piłkę nożną. Przed każdą grą w szatni było zawsze jakieś „kazanko”. Na moje zdziwienie, Krzysztof daje przykład jednego z nich: „Patrzę przez okno i mówię: <<Widzę dwa szpitale MSW i Lutycka. Tam są ludzie chorzy, leżą, umierają, a wy zaraz zaczniecie biegać. To jest dar. Pamiętajcie, by za niego podziękować, by dobrze go wykorzystać. Dwa strzały i koniec>>”. Po dwóch latach „Pyrlandia” po lekcjach ma wrócić. Nie mogą doczekać się jej zarówno uczniowie, jak i ich rodzice. Na wakacyjnej „Pyrlandii” jest coś jeszcze. Krzysztof nazywa to coś: „silence – cisza”. – To moment, gdy wyłączamy laptopa z FIFĄ, gasimy radio, odkładamy i-phony. Wtedy daję im w teczce tekst opowiadania lub świadectwa, a oni rozchodzą się po całej szkole, ośrodku lub idą nad jezioro. Mają kwadrans, czasem dwa na to, by przeczytać, pomodlić się i pomyśleć, kim są, dokąd idą, jakimi żyją wartościami – wyjaśnia, przyznając, że sam też oddaje się terapeutycznej mocy „ciszy”.
 
Szawełki-Pawełki
Nie spodobał się kilku starszym chłopakom. Świeży katecheta miał bowiem czelność ich upominać, reagować na ich przemoc w szkole. W odpowiedzi usłyszał stek wyzwisk. Kilka razy został też opluty. – Wszystko się we mnie gotowało. Wpadła mi jednak wtedy w ręce książka Guya Gilberta Ksiądz wśród bandziorów. Po jej przeczytaniu pomyślałem, to jest to. To jest moje powołanie – Krzysztof poprosił ówczesną dyrektor SP 27 panią Elżbietę Duszyńską o darmowe wynajęcie hali na dwie godziny tygodniowo. W zamian obiecał zająć się szkolnymi „bandziorami”. Dostał zgodę. – Następnego dnia podszedłem do każdego z nich i powiedziałem, że organizuję ekipę do gry i że mają się stawić jutro o konkretnej godzinie na sali – wspomina. Stawili się. Co do jednego. Kaźmierczak „na wejściu” postawił jednak dwa warunki: że nikogo już w szkole nie pobiją i że przed każdą grą powie krótkie słowo w szatni. – Nazwałem ich Szawełki-Pawełki. A oni po trudnym początku i trzech latach pracy bardzo się otworzyli – mówi. Krzysztof wspomina, jak po latach przystępowali do spowiedzi, a raz przygotowywali w szkole żłóbek. – Nawet nie chcę wiedzieć, skąd mieli choinkę – śmieje się. – Gdy pani dyrektor ogłosiła, że to oni udekorowali drzewko i zrobili żłóbek, nikt w szkole nie śmiał go dotknąć, a oni byli z siebie bardzo dumni – dodaje. Wielu z nich odwiedzało swojego katechetę jeszcze przez lata. Jak wtedy, gdy golił się przed wyjściem na sylwestra. – Stawili się u mnie z dziewczynami zapytać, co słychać. Nie zapomnę tego do końca życia – wzrusza się lekko. Dla części z nich działanie katechety było zbawienne. Dziś mają ułożone życie. Byli i tacy, którzy przegrali je w walce z nałogami.
 
***
Co tydzień uczy blisko 300 dzieciaków. W sumie 12 klas. Dzięki niemu blisko jedna trzecia z nich jest w szkolnym kole Caritas. Pomaga w zbiórkach żywności, odwiedza chorych, bierze udział w „Szlachetnej Paczce”. – Widzę, że jestem tym dzieciakom potrzebny. Poza tym nie wyobrażam sobie robić nic innego – rzuca krótko. Krzysztof mimo 20 lat nauki religii i wiary, wciąż czuje ogromny ciężar odpowiedzialności za to, by być przykładem. Dobrym przykładem. Narzędziem w rękach Boga: „Oni czasem myślą, że jestem z innego świata, a ja jestem normalnym facetem, ojcem trójki dzieci, któremu nie zawsze wszystko się udaje. Ale się staram”. Jego dzieciaki to wiedzą i doceniają.

Michał Bondyra

Komentarze

Zostaw wiadomość
Wpisz kod bezpieczeństwa
 Security code

Komentarze - facebook

Facebook - ministranci.pl

Inne bez komży

KnC 10/2024, Michał Bondyra
KnC 10/2024, Michał Bondyra
KnC 10/2024, Michał Bondyra
KnC 10/2024, Michał Bondyra

Z komżą

KnC 10/2024, ks. Jakub Dębiec
KnC 10/2024, ks. Kamil Falkowski
KnC 10/2024, Krzysztof Tomiak
KnC 9/2024, Redakcja "KnC"
Zajrzyj do księgarni
Praktyczny przewodnik po przepisach prawa kościelnego
Ks. Jan Glapiak
KSIĄŻKA
16,90 zł 14,90 zł
Palące pytania na temat Boga
Emanuelle Pastore
KSIĄŻKA
25,00 zł 5,00 zł
Święty Jan Bosco
Eliza Piotrowska
KSIĄŻKA
20,00 zł 17,00 zł

Ciekawe wydarzenia

 
Newsletter
Zapisz się i otrzymuj zawsze bieżące informacje.
Social media