Bez komży

KnC 2/2014

Gorący temat

Gorący temat

Maraton w sutannie

Autor: Michał Bondyra
Przebiegł już cztery maratony. Dwa ostatnie w sutannie. Choć bieg to jedna z największych miłości ks. Adama Pawłowskiego, zawsze musi ustąpić miejsca tej pierwszej: ewangelizacji.

Nieprzebieraniec
Kiedy dwa lata temu po raz pierwszy stanął na starcie Poznańskiego Maratonu w sutannie, wielu pytało, czy jest prawdziwym księdzem. – Dziś łatwiej spotkać w sutannie przebierańców niż księży, którzy powinni w niej chodzić – mówi dobitnie ks. Adam Pawłowski, który czarny długi strój kapłański wkłada nie tylko do biegów w maratonie. – Chodzę w niej wszędzie: po ulicach, w szkole. Bo to zawsze stwarza okazję do rozmowy, spowiedzi – tłumaczy. Sutanny w maratonie się bał. Nie wiedział, jak zareagują na nią inni uczestnicy. – Byłem zszokowany, jak pozytywnie przyjęli mnie biegacze. Kiedy w tym roku przed startem jeden z nich poprosił mnie o błogosławieństwo, od razu ustawiła się kolejka pozostałych. Modliłem się i błogosławiłem tak przez dziesięć minut. Nic dziwnego, że wyruszałem na samym końcu razem z kultową już panią z parasolką – śmieje się. Na trasie podbiegł do niego człowiek, prosząc o spowiedź. – Nie spowiadał się już dłuższy czas. Zaczęliśmy iść i rozmawiać, to było przed 30 km – wspomina kapłan. Na 14 km od startu 13. Poznańskiego Maratonu zasłabł jeden z maratończyków. Ks. Adam zdążył nadbiec z rozgrzeszeniem. – Nie miałem przy sobie olejków, ale udzieliłem absolucji generalnej. Służby medyczne go reanimowały, a ja na ciężkich nogach biegłem dalej. Dopiero na 20 km dowiedziałem się, że zmarł – wspomina zdarzenie na pierwszym maratonie w sutannie. Po zawodach rozmawiał z najbliższymi zmarłego: „Osierocił dwójkę dzieci, ale mimo bólu żona była wdzięczna, że znalazł się ksiądz, a Pan Bóg się o niego zatroszczył. Okazało się, że był on bardzo wierzącym człowiekiem”.

Bieg nie najważniejszy
By mógł wygospodarować pięć godzin z październikowej niedzieli, proboszcz wildeckiej parafii ks. Marcin Węcławski zwolnił go z odprawiania porannych i popołudniowych Mszy św. – Dzięki temu mogłem pobiec, a potem coś zjeść, pójść na masaż obolałych nóg i spokojnie o godz. 18.00 usiąść w konfesjonale – nie kryje wdzięczności dla „szefa” parafii. Tego dnia Mszę odprawiał dopiero o 21.00. – Robiłem to pobożnie, ale modlitw nie rozwijałem i nie klękałem, bo moje siły były naprawdę ograniczone – śmieje się, dodając, że Msza o tej godzinie w parafii Maryi Królowej jest zwykle krótka, bo to jedna z ostatnich w Poznaniu dla tych, co pracują w niedzielę. Sytuacje jak ta z października zdarzają się zwykle tylko dwa razy w roku: jesienią w przypadku maratonu i wiosną, gdy jest półmaraton. Ks. Adam wraz z drużyną Jezusa biega też w innych zawodach: wokół Rusałki, na Cytadeli czy wokół Malty. Są to biegi mniejsze i nieabsorbujące tyle czasu. Zwykle mają też szczytny cel. – W biegu „litr paliwa zamiast piwa” chodziło na przykład o to, by sponsor pokrył koszty dojazdu dzieci niepełnosprawnych na terapię zajęciową – potwierdza. I choć serce wyrywa się na Runmagedon, jedno z najbardziej ekstremalnych 9 km z przeszkodami, ks. Adam nie wie, czy weźmie w nim udział. – To jest bieg na wysokich obrotach i nie wiem, czy na odpowiednie do niego przygotowanie pozwolą mi obowiązki duszpasterskie, bo moją podstawową pasją nie jest bieganie, a Chrystus – akcentuje.

Nieufoludek
Ks. Adam przyznaje wprost, że kondycja fizyczna pozwala mu zachować celibat. – Po ekstremalnym zmęczeniu i prysznicu łatwiej się też modli – zauważa. Bieganie zbliża też bardzo do ludzi. – Księdza postrzega się często jak ufoludka, który nie wiadomo skąd się wziął i co robi. Sport pokazuje, że jestem normalnym człowiekiem – przyznaje. Wspomina jak na jednej z poprzednich parafii ministranci mieli dylemat, czy na śmigus-dyngus mogą oblać księdza wodą: „Szybko ten problem rozwiązałem, powiedziałem, że nie musicie mnie oblewać, ale ja was obleję i wziąłem wąż i zacząłem lać. Szybko się zmobilizowali i zorganizowali wiadra. Sutanna była mokra, ale było przy tym dużo radości.” – Trzeba pokazać, że ksiądz prócz tego, że gorliwie się modli i apostołuje, też potrafi oblać wodą i potańczyć. Jest normalny dzięki Jezusowi, który go zmienił i pewne rzeczy poukładał i nadał im sens – tłumaczy. Ks. Adam przyznaje, że kondycję w poprzedniej parafii w Kruszewie budował też przez granie w piłkę z… ministrantami. – Stworzyliśmy tam nawet profesjonalną drużynę, która grała w lidze na orliku – wspomina. Dziś w parafii za ministrantów już nie odpowiada, a sportowo realizuje się ze studentami, grając w siatkówkę, i młodzieżą szkolną, którą uczy gry w koszykówkę. – Sport mam we krwi. Byłem obrońcą w Olimpii i w Lechu, potem pod koniec podstawówki grałem też w „kosza” w poznańskim AZS – mówi. To wtedy zaczął biegać, by poprawić swoją wydolność i siłę w grze. W koszykówce był rozgrywającym. Umiejętności z parkietu bardzo pomagają mu dziś: „W kapłaństwie też trzeba mieć oczy dookoła głowy, by ogarnąć jednocześnie wiele rzeczy i znaleźć dla nich właściwe rozwiązania”.

więcej w numerze lutowym "KnC - Króluj nam Chryste"

Michał Bondyra

fot. M.Bondyra i R. Woźniak/KnC

 

Komentarze

Zostaw wiadomość
Wpisz kod bezpieczeństwa
 Security code

Komentarze - facebook

Facebook - ministranci.pl

Inne bez komży

KnC 12/2023, Michał Bondyra
KnC 12/2023, Michał Bondyra
KnC 11/2023, Michał Bondyra

Z komżą

KnC 12/2023, Redakcja "KnC"
KnC 12/2023, Adrian Wojtasz
KnC 12/2023, ks. Jakub Dębiec
Zajrzyj do księgarni
Franciszek dla mężczyzn
Markus Hofer
KSIĄŻKA
24,00 zł 20,40 zł
Zanim jej powiesz tak
Anthony Garascia
KSIĄŻKA
10,00 zł 5,00 zł
Motyle w brzuchu. Dlaczego wiara dodaje skrzydeł
Notker Wolf
KSIĄŻKA
29,90 zł 25,90 zł

Ciekawe wydarzenia

 
Newsletter
Zapisz się i otrzymuj zawsze bieżące informacje.
Social media