Muza
Muza
Frytki i keczup, czyli Euro
Autor: Michał Buczkowski
Nie dziwi, że państwa mają hymny. Muzyka potrafi złączyć ludzi dla wspólnej idei. A łączy, lepiej niż cokolwiek innego, wytwarzając silne emocje.
Żadne logo, obraz, przedstawienie teatralne czy film nie wytwarzają w ludziach takich więzi, jakie może dać pieśń. Tę niezwykłą moc muzyki można wykorzystywać w bardzo różny sposób. Tworzenie patosem podniosłej atmosfery czy transowym rytmem albo też słodką melodią, ale także wyrażającym bunt uporządkowanym hałasem – wszystko to równie silnie może poruszać tłumy.
Muzyka była ważnym elementem każdego przełomu pokoleniowego. Piosenki zagrzewały do walki, podobnie pocieszały po przegranej lub były elementem świętowania zwycięstwa.
Nie ma więc nic dziwnego w tym, że wiele organizacji – formalnych czy nieformalnych — dąży do tego, by wyrazić swe wartości za pomocą dźwięków. Pozwala to nie tylko zintegrować grupę, ale też przedstawić ją innym, pokazać jej bogactwo.
A bogactwo zasadza się na różnorodności, wielości. Bogaty człowiek może sobie pozwolić na to, by nie żyć jednostajnie, może między innymi urozmaicać posiłki. Nie jest bogactwem ciągłe jedzenie frytek i keczupu, choćby się je lubiło. Warto czasem spróbować czegoś innego.
I w ten sposób przechodzimy do Euro – mistrzostwa powinny mieć swój hymn. I powinien pokazywać on właśnie bogactwo, różnorodność. Powinien mówić – zobaczcie, to my, Polacy; mamy wam coś ciekawego do zaoferowania. Chcemy się wam przedstawić z jak najlepszej strony. Wielkie rozgrywki futbolowe to świetna okazja, by pokazać, że kultura Europy jest bogata, składa się z wielu składników i to, co dokładają do niej Polacy, jest swoiste, ciekawe samo w sobie.
Niestety – przesłuchałem wiele piosenek, które startują do konkursu na hymn Euro. Niewiele się od siebie różnią – prawie nikt nie odważył się wyjść poza pop, mało w nich emocji. Na dodatek każda z tych melodii, równie dobrze sprawdziłaby się na każdą inną okazję. I to w każdym kraju. Nawet jeśli są przyjemne, to czy zawsze musimy jeść frytki i keczup?
Michał Buczkowski
fot. Archiwum KnC