Gorący temat
Gorący temat
Chrześcijański rycerz XX wieku
Autor: Michał Buczkowski
To zaskakujące do jakich poświęceń może prowadzić wiara – św. Maksymilian Maria Kolbe oddaje w obozie Auschwitz życie za współwięźnia. Do tego samego, morderczego obozu koncentracyjnego jako ochotnik idzie Witold Pilecki, chyba najodważniejsza postać całej II wojny światowej.
Auschwitz
Niewielu jeszcze domyślało się tego, co się działo się w Oświęcimiu. Wyobrażano sobie, że to raczej rodzaj ciężkiego więzienia niż obóz milionowej zagłady. Pojawiały się jednak przypuszczenia, że mogą się tam dziać rzeczy dużo gorsze niż zwykle podczas wojny. Dowódcy kształtujących się podziemnych sił zbrojnych chcieli koniecznie sprawdzić, dlaczego okolice Oświęcimia są tak ściśle chronione przez Niemców. Plan był prosty – wysłać kogoś wprost do paszczy lwa. Zgłosił się jeden człowiek – Witold Pilecki. Wystawił się podczas łapanki na warszawskim Żoliborzu, dał się skatować hitlerowcom i trafił do obozu. Spodziewał się najgorszego. Zastał coś jeszcze gorszego. „W Oświęcimiu znalazłem się – pisał w raporcie – w warunkach, które uderzyły we wszystkie moje dotychczasowe pojęcia. Czułem się oszołomiony, jakby przerzucony na inną planetę”.
Oszołomienie trwało zaledwie kilka dni. Szybko zaczął organizować ruch oporu. Tajny związek, który stworzył, podnosił więźniów na duchu, zdobywał jedzenie, leki i ubrania z zewnątrz, zajmował się ich rozdzielaniem, pozyskiwano informacje o losach wojny, ale też... Była to najprawdziwsza armia partyzancka, której zadaniem miało być wyzwolenie obozu. Przemycali broń, formowali się na wzór wojskowy, zainstalowali radio. W pewnym momencie była to już duża, zakonspirowana siatka ludzi, która czekała na rozkaz do walki.
Rozkaz jednak nie nadchodził, Pilecki organizował więc kolejne ucieczki z obozu, by ktoś przekazał oficerom dokładne dane na temat sytuacji więźniów. Szczególnie jedna z nich była brawurowa. Uzbrojeni po zęby Polacy w niemieckich mundurach uciekli... samochodem komendanta obozu Rudolfa Hössa.
Wojna nadal trwa
Mimo takiej organizacji otwarta walka nadal była poza polskimi możliwościami. Z dokumentami Tomasza Serafińskiego Pilecki zbiegł w nocy z Auschwitz po 31 miesiącach piekła. Podczas pieszej wędrówki ku Warszawie spotkał na jednym z przystanków... Tomasza Serafińskiego, którego dokumenty miał ze sobą. Okazało się, że Serafiński nie tylko nie zginął podczas kampanii wrześniowej, ale też ciągle walczy z okupantem. Pomiędzy żołnierzami rozgorzała przyjaźń, którą pielęgnowali pomimo trwającej wojny.
Gdy Pilecki dotarł do dowództwa, nie dał sobie ani chwili wytchnienia – od razu wziął się do pracy. Z początku niezbyt męczącej fizycznie, biurowej. Później znów wszedł w najściślejszą konspirację, brał udział w tworzeniu struktur Państwa Podziemnego. Oficer z takimi informacjami nie mógł brać udziału w czynnej walce. Gdy wybuchło więc Powstanie Warszawskie, Pilecki, będący już rotmistrzem, stanął na barykadach, udając zwykłego szeregowca. Swój stopień wojskowy ujawnił dopiero wtedy, gdy oddziałem nie miał kto pokierować. Z powodu niezwykłej troski, jaką otaczał swoich ludzi, ci nazywali go pieszczotliwie „tatą”.
Autorytet
To określenie świetnie do niego pasowało, był po prostu wzorem do naśladowania. Od najmłodszych lat starał się być człowiekiem świętym, a jego ukochaną lekturą była książeczka Tomasza ? Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. Służył Kościołowi jak tylko mógł. Ponieważ był uzdolniony artystycznie, malował obrazy do parafialnego Kościoła (miał też talent literacki – wystarczy przeczytać jego raport z Oświęcimia, by się o tym przekonać).
Jako nastolatek założył drużynę harcerską, później wziął udział w wojnie z bolszewikami w 1920 r. Bardzo chciał studiować, ale kłopoty finansowe nie pozwoliły mu na dłuższy pobyt na uczelni. Został więc rolnikiem, ale jakim... Wprowadzał najnowsze, naukowe metody gospodarowania i uczył tego sąsiadów. Jako ojciec bardzo dbał o wychowanie dzieci, które uczył wiary w Boga i miłości do ziemi ojczystej.
Z przykrością trzeba stwierdzić, że człowiek takiego formatu pozostaje wciąż mało znany. Nawet jego dzieci nie mogły chwalić się zasługami wspaniałego rodzica, gdyż było to zakazane. Nieprawdopodobne? Niestety prawdziwe.
Po wojnie
Kiedy w latach siedemdziesiątych angielski historyk Michael Foot nazwał rotmistrza Pileckiego jednym z sześciu najodważniejszych ludzi II wojny światowej – w Polsce Ludowej nie był uważany za bohatera, a zdrajcę. Po zakończeniu wojny z Niemcami Polska nadal nie była wolna, władzę przejęli ludzie Stalina. Witold Pilecki, jak wielu innych żołnierzy, uznał, że jego misja nie skończyła się, że nadal trzeba walczyć o niepodległość.
Jak długo się dało, rotmistrz nadal prowadził wojnę jako partyzant „w lesie”, tym razem przeciw sowieckiemu okupantowi. Jego oddział został rozbity przez Urząd Bezpieczeństwa. Po torturach, jakie przeszedł w komunistycznym areszcie, stwierdził „Oświęcim to była igraszka” (m.in. wyrwano mu paznokcie). Został skazany na śmierć jako „wróg ludu”. Premier Józef Cyrankiewicz, choć dzielił z Pileckim dolę obozu koncentracyjnego, nie tylko nie wstawił się za oskarżonym, ale wprost napisał do sędziego, by ten skazał Pileckiego na śmierć. Wyrok wykonano, gdzie znajduje się ciało rotmistrza, nie ujawniono nawet rodzinie (prawdopodobnie został zakopany na wysypisku śmieci).
Na szczęście można już mówić o tym wielkim bohaterze. Powstają pomniki, jego nazwiskiem nazywane są ulice i szkoły. A nawet trwają starania, by ten wspaniały katolik został beatyfikowany. Zawsze wierny Bogu oddał swoje życie, pracując i walcząc na rzecz najwyższych wartości, rycerskich cnót.
Michał Buczkowski
Fot: zdjęcie rotmistrza Witolda Pileckiego/ arch. KnC
