Moje hobby
Moje hobby
Suplesy i modlitwa dadzą medale?
Autor: Michał Bondyra
Albert Moniakowski miał trenować rugby. Zapasy wymyślił tata. Po tygodniu ćwiczeń w pierwszych zawodach zdobył brązowy medal. Teraz chce być co najmniej wicemistrzem Polski, potem mistrzem olimpijskim jak jego idol Andrzej Supron.
Z 13-letnim zapaśnikiem w stylu klasycznym klubu KS Sobieski spotykam się na poznańskim Dębcu. Trudno się z nim umówić, bo tygodniowy grafik zajęć ma niezwykle napięty. – Zapasy trenuję w poniedziałki, środy i piątki. W pozostałe dni chodzę jeszcze na MMA, żeby „stójkę” poćwiczyć – wyjaśnia Albert Moniakowski, ministrant parafii pw. św. Trójcy w Poznaniu. Treningi są bardzo wyczerpujące. Obok ćwiczeń technicznych; nauki zakładania klamr i rzutów, czy walki w stójce i parterze, dochodzi siłownia, ale nie tylko. Dwa, czasem trzy razy w roku Albert ma też obozy. Na nich cały rytm dnia wyznaczają różne ćwiczenia. – Zaczyna się o 7.00 rano od 9 km biegu. Potem jest rozgrzewka i „wykluczanki”, czyli zabawy zapaśnicze, by znaleźć sposób na powalenie przeciwnika na łopatki. Do końca dnia mam jeszcze dwa ciężkie treningi, m.in. kolejny 9 km bieg na zmianę z pływaniem. W międzyczasie jemy posiłki i odpoczywamy – relacjonuje typowy dzień na obozie zapaśniczym.
Supron widzi potencjał
Albert do dziś pamięta pierwszy trening. Jak sam mówi był trochę niezdarny i miał lekką nadwagę. – Po pierwszych zajęciach straciłem 3 kg. – śmieje się. W sporty walki wkręcił go ojciec: pan Wojciech. – Tata był kulturystą i zapaśnikiem. Ten pierwszy sport przerwał przed wyjazdem na mistrzostwa Europy ponieważ kazano mu dopingować się sterydami. On odmówił i kariera się skończyła. Teraz chodzi ze mną na MMA. Jest też na każdych moich zawodach. Doradza mi, daje wskazówki i wspiera – mówi młody zapaśnik, dodając, że na szczęście w zapasach jakiekolwiek próby dopingu są ostro tępione. – Mama trochę się boi, ale cieszy się, że robię coś pożytecznego – dodaje. Choć pan Wojciech na mistrzostwa Europy nie pojechał, jego syn Albert ma na to szanse. Póki co po może się pochwalić siódmym miejscem w Pucharze Polski w zapasach w stylu klasycznym w Mielnie. Ma też brązowy medal z ligi dolnośląskiej. – To było po zaledwie tygodniu treningów. Poszczęściło mi się – przyznaje skromnie. Potencjał w Moniakowskim widzi jego idol, mistrz olimpijski Andrzej Supron. – Na obozie w Kobylej Górze miałem okazję z nim rozmawiać. Powiedziałem mu wtedy, że chciałbym być kiedyś taki, jak on. Odpowiedział, że to tylko kwestia czasu i dobrego nastawienia – wspomina.
Na stres papieski różaniec
Zapasy oprócz siły i kondycji, wymagają też mocnej psychiki i zawzięcia. – Stres jest czasem tak wielki, że nie można jeść – mówi. Uspakaja go modlitwa. – Przed walką w pokoju klęczę i proszę Pana Boga o to, by dał mi siły i bym tak się nie denerwował – tłumaczy Albert, dodając, że na bardzo ważne zawody zabiera też malutki różaniec poświęcony przez Jana Pawła II. – Z nim często wygrywam – ucina. A rywali pokonuje dzięki swojemu firmowemu rzutowi. – Pierwsze co robię w walce to próbuję wejść do klamry biodrowej, by rzucić rywala na biodro. Jedną ręką łapię go pod łokciem, a druga za kark i zapinam z tyłu. Z tego można zrobić nurka czyli wejście pod pachę i wyjść w pas, a dalej to i suples poleci – tłumaczy fachowo. Zresztą suples to znak firmowy jego mistrza Suprona. Albert tak jak on chciałby zdobywać medale na najważniejszych imprezach. Póki co walczy… w mistrzowskich strojach. – Należały one do mistrza Europy – Islandczyka polskiego pochodzenia Jakuba Tima – wyjaśnia. To nie jednak one, a tytaniczna praca na treningach może sprawić, że za klika lat Albert przerośnie w dokonaniach pierwszego właściciela trykotów.
Michał Bondyra
fot. arch. A. Moniakowskiego (Albert z lewej)