Bez komży

KnC 12/2011

Moje hobby

Moje hobby

Ani Mru Mru i… Bach

Autor: Michał Bondyra
Szymon Szykowny swój organowy debiut w kościele zaliczył po tym jak zemdlała organistka. Przytomności nikt na szczęście nie stracił, gdy jego starszy brat Łukasz rozpoczynał pracę przy nagłośnieniu występów… Ani Mru Mru.

Z pozoru wydają się starsi. Umawiamy się niedaleko największej parafii w Gnieźnie – bł. Radzyma Gaudentego, w której od kilku lat służą przy ołtarzu. W rozmowie też cechuje ich wyjątkowa dojrzałość: w życiu nie powiedziałbym, że Szymon to gimnazjalista, a Łukasz uczy się w liceum. Obaj dojrzeli chyba przez swoje pasje, które wymagają od nich naprawdę dużej odpowiedzialności.

Nogi Bacha i pani Aurelia
Wybór Szymona padł na organy. – Ze względu na łatwe zapisy nutowe i na to, że nie trzeba ich stroić – uzasadnia krótko. Jest samoukiem. Zaczynał na starym keyboardzie Casio. W kościele gra od roku. Najbardziej lubi pieśń maryjną „Z dawna Polski tyś Królową”. Klasyków się dopiero uczy w Studium Muzyki Kościelnej Arch. Gnieźnieńskiej. Także gry Jana Sebastiana Bacha, którego podziwia i namiętnie słucha. – Najbardziej inspiruję się jego… nogami – zaskakuje. – On jako muzyk kościelny grając, nie zwracał uwagi na pracę nóg, grał na wyczucie – wyjaśnia. Choć studium dopiero co zaczął, już myśli o kontynuacji i tytule magistra. Gimnazjalista jako organista, do tego w największej parafii siedziby prymasów to rzecz niezwykła. Bardziej chyba niezwykła jest jednak historia jego debiutu. To było w zeszłym roku w czerwcu podczas przedostatniego dnia oktawy Bożego Ciała. W wypełnionym po brzegi kościele właśnie odmawiano litanię do Serca Pana Jezusa. Był w zakrystii, gdy nagle muzyka umilkła. A z chóru zadzwonił telefon. – Dzwonił mąż pani Aurelii – etatowej organistki, która nagle zasłabła. Zanim straciła przytomność zdążyła wskazać mnie jako tego, który ma dokończyć grę – wspomina. Szymon decyzję podjął natychmiast. Tak jak stał w komży pobiegł na chór. – Litanii nie dokończyłem, ale pamiętam, że pierwszą pieśnią, którą zagrałem było „Twoja cześć i chwała”, a później „Pobłogosław Jezu Drogi” – mówi.

„Trudne imiona” i mikrofon
Pełnoprawny debiut zaliczył przed rokiem we wrześniu. Też jako zastępca. Tym razem kleryka organisty, który nie zagrał, bo wyjechał na ślub swojego brata. – To była msza w kaplicy filialnej w Łabiszynku, ksiądz proboszcz Andrzej Szczęsny zadzwonił z prośbą dzień wcześniej, a ja się zgodziłem – tłumaczy. W oddalonym od Gniezna o 7 km Łabiszynku Szymon gra do dziś. W niedzielę na mszy o godz. 9, 15 i 18. Gra też w poniedziałki o 7 i 18 tyle, że w kościele bł. Radzyma. – Jest nas dwóch i mamy swoje dyżury – mówi Szymon dodając, że rolę głównego organisty pełni pan… Radzym. Dyżury przy organach kolidują z tymi przy ołtarzu. Na czytanie Słowa Bożego jako lektor znajduje jednak czas. Służy w czwartki na 18 i dwa razy w soboty. Na liście najgorliwszych zawsze jest w pierwszej trójce.
Przygotowań do gry nie ma specjalnie męczących. – Ćwiczę dwa razy w tygodniu po dwie –trzy godziny. Słucham też dużo muzyki organowej – przyznaje. Nie tylko zresztą organowej. Lubi alternatywnego rocka, a zwłaszcza niemieckie Apollo 3. Trema pojawia się rzadko i tylko wtedy, gdy gra coś publicznie po raz pierwszy. Potem stres mija. Podobnie jest przy ołtarzu, gdzie denerwuje się tylko przy czytaniach z „trudnymi imionami”. Wpadek sobie nie przypomina, a najwięcej problemów ma z… mikrofonem, który nie zawsze się włącza. Wtedy bardziej musi wyeksponować swój bas.

Przeprowadzka i awaria nagłośnienia
Łukasz dramatycznego debiutu organowego brata nie sfotografował. Pstrykanie zdjęć na ważnych uroczystościach kościelnych proboszcz zaproponował mu… podczas przenoszenia mebli. – Ksiądz wprowadzał się na plebanię, my mu pomagaliśmy. Zauważył, że mam sprzęt, więc zaproponował bym zrobił z niego użytek – mówi. Od tego czasu zmienił aparat Cannona na Nikona D3000. – Mam też zewnętrzną lampę błyskową, dwa obiektywy, no i odkładam pieniądze na Nikona D300 – zdradza. Proboszcz za zdjęcia nie płaci, ale… – Przy wywoływaniu dostaję zwrot poniesionych kosztów z nadwyżką, czasem ksiądz da jakąś książkę, zaprosi na obiad czy kolację – wylicza. Jak zatem chce zdobyć środki na nowy sprzęt? – Drugi rok pracuję dla agencji kabaretowej. Na stałe współpracujemy z kabaretem Ani Mru Mru, blisko działamy też z Kabaretem Moralnego Niepokoju, rzadziej z Kabaretem pod Wyrwigroszem, Neonówką, Limo czy Smile – zaskakuje. Okazuje się, że jest w zespole przygotowującym kabaretowym tuzom nagłośnienie i oświetlenie podczas występów po całej Polsce. A zaczęło się przypadkowo. – W szkole zepsuło się nagłośnienie, poprosiłem kolegę Sebastiana, by je naprawił. Ten przyjechał, zrobił to i rzucił, że pracuje dla agencji kabaretowej i czy nie chciałbym się z nim wybrać, bo jadą właśnie do Rzeszowa. No i pojechałem – śmieje się Łukasz. Tak mu się spodobało, że teraz jest członkiem B&B Audio Jarosława Brussa; jednej z dwóch w Polsce agencji zapewniającej odpowiednie światło i nagłośnienie kabareciarzom.

„Od byłego chłopaka”
Z Ani Mru Mru i Kabaretem Moralnego Niepokoju jeździ najczęściej. Od Rzeszowa, po Kołobrzeg, do Leszna. Kabaretowe tuzy obsługują też w Gnieźnie. – To jednak nie to samo. Jak zrobimy przynajmniej 200 km, to przynajmniej wiemy, że coś się dzieje – przyznaje. Kabareciarze traktują ich jak kolegów. Nie mają fochów, a na co dzień sypią żartami nie gorzej niż na scenie. Jednego z występów Ani Mru Mru w Gnieźnie Łukasz z pewnością nie zapomni. – Szliśmy z nimi główną ulicą na obiad do restauracji, gdy nagle minęła mnie moja była dziewczyna, bardzo zdziwiona, bo nie wiedziała, że pracuję w agencji. Gdy opowiedziałem chłopakom z kabaretu całą historię, oni wyciągnęli zdjęcie, podpisali się na nim z dopiskiem „od byłego chłopaka” i zawieźli pod jej dom wrzucając je do skrzynki – śmieje się. O autografy najczęściej proszą go koleżanki z klasy. – Załatwiam je też przyjaciołom i rodzinie – dodaje.
Jego praca polega na przygotowaniu mikrofonów, kolumn, mikserów, podłączenia kilometrów kabli. Potem trzeba wypróbować czy to, co zainstalował wraz z kolegami działa. – Czasem w tej próbie wyręcza nas kabaret, szlifując materiał, który przedstawi na swoim występie – zaznacza. Po próbie włączają muzykę albo filmy. – Kabaret Moralnego Niepokoju oglądają zwykle coś z Youtube’a. Ani Mru Mru to z kolei fani rocka. Zawsze w glanach, łańcuchach, poubierani na czarno. Lubią Scorpionsów i U2 – zdradza. Potem występ, pakowanie i powrót siedmiometrowym Iveco do domu. I tak praktycznie co weekend. Nic zatem dziwnego, że czasu na służbę ma nieco mniej niż młodszy brat. Ale mimo nawału zajęć i tak w ministranckim rankingu mieści się w pierwszej „10”.

Michał Bondyra

fot. J. Tomaszewski/KnC

Komentarze

Zostaw wiadomość
Wpisz kod bezpieczeństwa
 Security code

Komentarze - facebook

Facebook - ministranci.pl

Inne bez komży

KnC 4/2025, Michał Bondyra
KnC 4/2025, ks. Dawid Wojdowski
KnC 4/2025, ks. Mateusz Szostak

Z komżą

KnC 4/2025, ks. Kamil Falkowski
KnC 4/2025, ks. Jakub Dębiec
KnC 3/2025, ks. Patryk Nachaczewski
KnC 3/2025, ks. Kamil Falkowski
Zajrzyj do księgarni
Praktyczny przewodnik po przepisach prawa kościelnego
Ks. Jan Glapiak
KSIĄŻKA
16,90 zł 14,90 zł
Myśli na każdy dzień Escriva
św. Josemaría Escrivá
KSIĄŻKA
34,90 zł 29,90 zł
Wierzę, bo chcę! Przygotowanie do bierzmowania Best
seller
KSIĄŻKA
15,00 zł 12,75 zł

Ciekawe wydarzenia

 
Newsletter
Zapisz się i otrzymuj zawsze bieżące informacje.
Social media