Autor: Ks. Konrad Rapior
Wyobraźcie sobie wyścig, do którego na płycie lotniska stają F 16 i samochód. Ścigają się na dystansie 800 m. Wydaje się, że to Dawid (F16), mierzy się z Goliatem (auto). Nieprawdopodobna biblijna historia powtarza się jednak raz jeszcze. Bohaterskim zwycięzcą okazuje się… Viper. „Żmija” pokonuje „jastrzębia”.
Połowa lat 80-tych ubiegłego wieku. Po ulicach Ameryki jeżdżą pudełkowate auta z „silnikami od kosiarek”. Era muscle cars odchodzi do lamusa. Krążowniki szos z silnikami, które w Europie mogłyby napędzać ciężarówki, to także przeżytek. Dawni władcy szos zachorowali na anemię i brak mocy. Ford Mustang w tym czasie osiąga w porywach 220 KM, wzbudzając pusty śmiech i politowanie. Chevrolet Corvette zatrzymuje się na 240KM. Camaro i Firebird nie są lepsze.
Wyzwanie dla Cobry
Na całe szczęście za sprawą bardzo ważnej postaci Chryslera, Boba Lutza nadchodzi czas przebudzenia. Postanawia on stworzyć samochód, który mógłby być współczesną wizją słynnej, opisywanej w poprzednim numerze, Cobry.
Drugim totalnie zaskakującym powodem leżącym u podstaw powstania Vipera, jest wypróbowanie w praktyce metody pracy stosowanej już przez Hondę, a mającej na celu obniżenie kosztów projektowania i produkcji aut. Trudno w to uwierzyć, ale to właśnie obniżenie tych kosztów leżało u podstaw stworzenia jednego z najbardziej ekscytujących aut w historii motoryzacji.
Do dziś nie wiadomo, który z czynników odegrał ważniejszą rolę. Bardziej prawdopodobne wydają się być „aspiracje” Boba Lutza, który postanowił zmierzyć się z legendą Cobry.
Żmija bije legendę
Potrzeba było zatem mocnego silnika, napędzającego tylne koła i niewielkiego, lekkiego nadwozia, oczywiście w stylu sportowych legend z lat 60-tych. Czy się to udało?
Stylistycznie auto wygrało już na starcie. Gdy w 1989 roku zaprezentowano go podczas targów samochodowych w Detroit, chętni przychodzili podobno na stoisko z wypisanymi in blanco czekami.
By dorównać Cobrze trzeba było jeszcze słynnego testu 0-100-0. Zapalamy silnik i ruszamy. Wskazówka prędkościomierza podnosi się w zawrotnym tempie. Auto błyskawicznie rozpędza się do 100 mil na godzinę (niewiele ponad 160 km/h) i nagle hamulec! Samochód zatrzymuje się z potwornym piskiem opon. Legendarna AC Cobra potrzebowała 15 sekund. Żmija okazała się lepsza.
Śmierć jak narodziny
Na możliwość kupna seryjnego samochodu trzeba było poczekać jeszcze trzy lata. Kiedy się pojawił, silnik V10 wzięty z pick-upa Ram, zmodernizowany przy współpracy specjalistów z Lamborghini, zapewniał mu moc 455 KM. Dziś silnik V10 o pojemności 8,4 l ma już moc 600 KM. Legenda Vipera rosła wraz z mocą silników następnych generacji i emisją kolejnych odcinków sensacyjnego serialu „Viper”, ze „żmiją” w roli głównej. Dziś niektóre egzemplarze dysponują mocą 1000 KM!
W bieżącym roku Chrysler zapowiedział miłośnikom tego samochodu, że ci kupić mogą jeszcze ostatnie 500 nowiutkich egzemplarzy. Śmierć legendy? Praktyka pokazuje, że dopiero śmierć – koniec produkcji, czyni z żywych legend, legendy nieśmiertelne. Jednym słowem: narodziny legendy.
ks. Konrad Rapior
konsultacje: Sławomir Gawelski