Moje hobby
Moje hobby
Karate – element większej układanki
Autor: Michał Bondyra
Sposób na walkę z brzuszkiem, odreagowanie stresów i naukę samoobrony – tak Piotr Korzeniowski, ministrant parafii św. Jakuba Apostoła w Głuszynie mówi o powodach dla których uprawia… karate.
Siedemnasto letni Piotr jest niepozorny. Okulary każą w nim nawet upatrywać intelektualistę. W pewnym sensie słusznie. Uwielbia bowiem historię. – Przeszedłem właśnie do drugiego etapu olimpiady historycznej. Moja ostatnia praca to „Wysiedlenia w XX wieku. Zbrodnia czy konieczność” – mówi. Brzmi poważnie. Podobnie jak szachy i brydż, w które namiętnie grywa. – Szachowego bakcyla zaszczepił mi tata. Gramy dla przyjemności. Do brydża namówił mnie mój matematyk pan Sławomir Piechocki – wyjaśnia. Tę ostatnią dyscyplinę ćwiczy na kółku brydżowym co piątek przez półtorej godziny. – Grywam także z ciocią Heleną, która wraz z przyjaciółmi założyła klub brydżowy w Nałęczowie. Gdy przyjeżdża też mnie szkoli – dodaje uczeń XIV LO w Poznaniu. Wszystkie te pasje ćwiczą jego intelekt. – Uczą też przewidywania ruchów. W życiu przydaje się to, gdy zrobi się coś złego. Nie zawsze jednak te prognozy się sprawdzają – przyznaje ze śmiechem.
Nie dla pucharów i medali
Wszystkie te pasje są tak naprawdę w cieniu jednej – karate. Piotr choć zdaje kolejne ciężkie i pochłaniające dużo czasu kolejne egzaminy, kolekcjonując przez to następne pasy (ma w tej chwili drugi niebieski – do czarnego brakuje mu jeszcze trzech brązowych), to nie ćwiczy dla pucharów i medali. – Karate uczy mnie przełamywania nieśmiałości, dodaje pewności siebie i odwagi. Daje też wiele przyjemności. Poza tym pozwala odreagować stres, co później przekłada się na lepszą służbę przy ołtarzu – tłumaczy. Po blisko sześciu latach treningu w klubie Karate WKF pod czujnym okiem Arkadiusza Borowicza nie miałby problemów by stanąć w czyjejś obronie. Kilka lat temu właściwie to zrobił. Broniąc siebie i młodszego brata Michała, jak się okazało przed głupim żartem kolegów. – To było w podstawówce. Wracaliśmy z jakichś dodatkowych zajęć. Był środek zimy. Na dworze było już ciemno, gdy nagle z krzaków wyskoczyli koledzy. Nie wiedząc kto to, jednego z nich uderzyłem w nos. Nic wielkiego się nie stało, choć nos przez jakiś czas miał opuchnięty – wspomina. Od tego czasu koledzy podchodzą do niego z większym respektem.
Człowiek kompletny?
Trochę wcześniej poradził też sobie z… nadwagą. – Rodzice zapisali mnie na kursy karate z myślą o tym, że zgubię brzuszek – wspomina początki i zaskakujący powód rozpoczęcia treningów. Zgubić zbędne kilogramy naprawdę można nie tylko podczas regularnych blisko dwugodzinnych ćwiczeń odbywających się dwa razy w tygodniu. – Dwa razy w roku wyjeżdżamy na obozy, na których przez dwa tygodnie ćwiczymy technikę, elementy walki i kondycję – mówi. To tam zbędny tłuszcz spala się najszybciej.
Piotr jeszcze nie wie co będzie robił w życiu. Wie jedno – chce być człowiekiem kompletnym. Czy zatem mogą dziwić jego pasje? Nie: dzięki brydżowi i szachom dba o intelekt, karate wyrabia sprawność fizyczną… a ministrantura – ćwiczy ducha.
Michał Bondyra
fot. arch. P. Korzeniowskiego